niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 6. - What To Do When The Wits Says: Let It Go; And Heart Shouts: Fight ?? .





-Elena ! Elena ! Elena !
Ktoś zaczął mnie wołać po imieniu. Rozespana otworzyłam oczy . Znowu znajdowałam się w tym lesie co przedtem.
Potrząsnęłam głową. Nade mną stała zrozpaczona Michelle.
-Elena ! Elena, ty żyjesz ?! - krzyczała przez płacz
-Michelle ! Michelle, co się stało !? - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
-Nie udało mi się ich zmylić ! ... Oni.. - mówiła co chwile nabierając powietrza do płuc
-NADCHODZĄ ! - z głębiny drzew wyłonił się David - Wstawać, uciekać !
Wszyscy natychmiast zerwali się ze swoich posłań. Nikt nie brał niczego. Jedyną osobą , która cokolwiek miała był Jeffreys. Jak zwykle przez ramię miał przewiniętą swoją podręczną torbę.
-Szybciej ! Nie dajcie się wciągnąć w ten szary dym za nami ! - ryczał na całe gardło wampir
Próbowałam biec szybko, ale noga zaczęła się dawać we znaki. Zwalniałam tempo , coraz wolniej biegłam. Znowu zostałam w tyle. Upadłam... w głębi serce żegnałam się już z wszystkimi. Jakby tego nie było mało opatrunek się zerwał, i rana zaczęła krwawić. Przykucnęłam trzymając się za nogę. Próbowałam biec dalej, ale nie dałam rady. Upadłam. Na domiar złego dostałam gorączki. Zaczęłam słabo widzieć.... Przybiegł ktoś.... Złapał mnie za rękę . Był to Michael
-Dasz radę biec sama ?
-Jak ja debilu w ogóle chodzić nie umiem ! - warknęłam
-No to po nas.
Zaczął wyciągać różne przedmioty z torby. Między innymi był to kołek.
-Co ty do cholery robisz ?! - byłam wściekła, a jednocześnie zdumiona
-Jak to co, wyciągam przedmioty do obrony. - mówił spokojnie
Przysiadłam na ziemi. Spojrzałam za siebie. Dym się przybliżał.
-I co teraz ? - mówiłam już znacznie spokojniej niż przedtem
-Jak nie umiesz chodzić to nic nie zdziałamy. Właściwie dym już nas dosięgnął, oni nas zostawili, i dobrze, a ja  z tobą na rękach biegłbym wolniej. Wolę się przygotować do ataku. - wyjaśnił - A mam jeszcze trochę czasu, bo dym jest trochę metrów za nami, prawda ?
-Ee, Michael, nie chcę cię obrazić, ale już się w nim znajdujemy..
Chłopak zdumiał się. Oderwał wzrok od poprzedniej czynności przez siebie wykonywanej i zaczął rozglądać się dookoła. Rzeczywiście, byliśmy już w dymie. Wyglądało to podobnie do mocnej mgły, tyle że dodatkowo pod nogami znajdowały się coś ala chmury. Jeffreys wziął kołek w ręce i zbliżył się do mnie.
Chwycił mnie za rękę. Po ciele przebiegły mi dreszcze, ale nie odsuwałam się od niego . Obawiałam się najgorszego. Nagle zauważyliśmy ciemne, zakapturzone postacie w oddali. Były coraz bliżej nas. Po dymie przechodziły majestatycznie, jakby dumnie. Gdy stanęły kilka metrów dalej od nas ściągnęły kaptury i ruszyły bliżej do nas.

Rozpoznawałam ich twarze. Nie przypominały one nawet w jednym stopniu twarzy Darene lub David'a.
Twarze Raynants były zimne, wręcz lodowate, a spojrzenia obojętne i mordercze. Głowy były dumnie, ale lekko pochylone ku niebu, jednak spojrzenia były ciągle skierowane w nas.
Bacznie nas obserwowali, naszą reakcję, Michael'a z kołkiem i mnie stojącą jak słup soli.
Jeden wyciągnął rękę , jakby wskazując na nas.
-Brać ich. - głos jednego z wrogich wampirów był jakby bez emocji, ale stanowczy
Wampir, który rozkazał aresztowanie nas został w miejscu, lecz wampiry, które stały obok niego ruszyły w naszą stronę. Kiedy doszły do nas, chwyciły nas za ramiona. Wręcz szarpnęły. Syknęłam z bólu. Nagle wampir przystał.
-O nie.. - Michael nerwowo spojrzał w moją stronę
Wampir, który trzymał mnie za rękę zaczął robić dziwne postawy. Chyba chciał się na mnie rzucić.
Krzyknęłam i zasłoniłam głowę dłońmi. Poczekałam w takiej pozycji kilka sekund. Ale nadal żyłam. Spojrzałam tylko jak obok mnie Jeffreys i dwa wampiry toczą bój. Spojrzałam błagająco na wampira, który ciągle stał w miejscu . Na jego twarzy widniał uśmiech. Nic nie robił.
-Co ja mam zrobić, oni go zabiją, oni nie mogą.. - gorączkowo myślałam.. - Wiem !
Do głowy wpadł mi pewien pomysł. To musi być ich przywódca, skoro im rozkazuje, więc jeśli go zaatakuje, będą musieli go bronić, przy czym oderwą się od Michael'a. Pobiegłam po kamień, który stał niedaleko. Z trudem łapiąc oddech podbiegłam do niego... Noga coraz bardziej mnie rwała. Podczas biegu upadłam, lecz się podniosłam. Pobiegłam do wampira-przywódcy i zaczęłam dźgać go kamieniem. Jednak on tylko się śmiał. Śmiał się z mojego cierpienia. Oczy zachodziły mi mgłą, traciłam coraz więcej krwi, znowu  dostałam gorączki...
Jednak pozostałe wampiry nie odrywał się od chłopaka. Postanowiłam więc dźgać wampira najmocniej jak potrafiłam. Starałam się trafić prosto w jego serce, ale moje ręce całe drżały, nie umiałam dokładnie wycelować. Z twarzy przywódcy zszedł perfidny uśmiech. Czyżbym trafiła ? Wampir upadł, a po chwili zmienił się w proch. Ja.. upadłam natychmiast za nim. Z kuli braku sił.

..........................................

Kiedy otworzyłam oczy znajdowałam się w jakimś ciemnym, zimnym i zamkniętym miejscu... Moja gorączka sięgała bodajże około 42 stopni, gdyż z kuli niej zaczęły mi spływać krople potu po twarzy.
W drzwiach widziałam dwie inne postacie. Domyślam się, że wampiry. Chciałabym uciec.. Oh, teraz jest taka okazja, próbowałam wstać, ale ręce miałam przykute kajdankami do ściany.. Z rozmowy wywnioskowałam tylko jedno zdanie...
-Ona umiera.
-Wiem.
-Musimy coś z tym zrobić, osoba, która zabiła naszego przywódcę musi być ukarana.
-Zamieńmy ją w wampira.
-Szef się nie zgodził. Chciał ją mieć żywą !
-Weźmy ją z tego lochu !
Szybko rozejrzałam się po tym więziennym pokoju.
-Coś ciężkiego ! Boże, proszę, cokolwiek.. - gorączkowo myślałam
Od moich skupionych myśli oderwał mnie widok Michael'a który leżał nieprzytomny naprzeciwko mnie.
-Żyjesz ?! Michael, powiedz, że żyjesz, błagam, nie zostawiaj mnie ! - jednak chłopak nie odpowiadał
Wampiry chyba skończyły rozmowę. Doszedł do nich trzeci .
-Przyprowadźcie ją do mnie.
-Nigdzie nie idę, dopóki nie upewnię się, że on żyje ! - zaprotestowałam
-A czemuż to ? - przykucnął obok mnie jeden z nich
-Przysięgam, jak on umrze, to ja też... ! - nie wiedziałam, co w tym było sensownego, ale miałam gorączkę. Na nic innego, lepszego, nie było mnie stać.
Wampir spojrzał znacząco na swoich towarzyszy, po czym wstał. Odpiął moje kajdany i  kajdany Jeffreys'a. Dał znak jednemu z innych wampirów, aby zaniósł Michael'a na rękach w miejsce, gdzie ja sama się udaję. Jednak tylko miałam zacząć chodzić, a noga zaczęła mnie rwać coraz bardziej. Zacisnęłam zęby. Ból był nie do zniesienia, ale musiałam wytrzymać, ażeby wydostać się z tego zamczyska. Korytarz, którym szliśmy kształtem przypominał ten, którym uciekaliśmy z jaskini, tyle że w tym jest światło, a w tamtym było ciemno jak w grobie. Rozejrzałam się na wszystkie strony. Korytarz przypominał niekończący się prostokąt, w którym każda ściana równoległa do siebie miała drzwi. Odstępy między tymi drzwiami to było zaledwie 2, 3 metry. W końcu wampir wszedł ze mną do jednych z tych pomieszczeń. Pokój, a raczej sala wydawała się większa, niż przedtem myślałam. Z zewnątrz wydawał się to być mały, jednoosobowy pokoik, albo gabinet do pracy, a wewnątrz...normalnie...ogromny....Na samym końcu tej wielkiej sali siedziało pięć wampirów, na tronach. Ich ubrania różniły się od tych, które miała grupka wampirów na patrolu. Ubrania tamtych wampirów były czarne, a tych czerwono-złote. Wampir wszedł ze mną głębiej do sali. Zatrzymał się ze mną mniej więcej pięć metrów od tronów  podejrzewam, że głównych władców Raynants. Albo to był sąd, sama nie potrafiłam tego rozróżnić. Myślałam, że zaraz omdleję, ale starałam się nie okazywać słabości. Jak to miałam w swoim zwyczaju. Wampir , który trzymał mnie za rękę wyszedł z sali.
-Powiedz, jak się nazywasz.. - powiedział spokojnie wampir, który siedział na środkowym , czyli trzecim tronie.
-A co cię to obchodzi. !? - starałam się mówić obojętnie, bez strachu, chłodno jak oni
Wampir spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.
-Gdzie Michael ?! - krzyknęłam na całą salę
-Wypij to. - powiedział znowu ten środkowy wampir, a do sali wszedł inny z tacą i kielichem zapełnionym jakimś napojem, koloru czarnego
-Skąd wiem, czy nie chcecie mnie tym zatruć !? - spoglądałam podejrzliwie na kielich
-Po cóż mielibyśmy ciebie zabijać, moja droga , skoro mamy na celu wytropienie reszty twoich towarzyszy, do czego jesteś nam potrzebna. To jest lekarstwo. Na nogę i na gorączkę. Wypij, od razu poczujesz się lepiej.. - nalegał wampir
-Nic nie wypiję, czuję się świetnie ! - wydyszałam.
Niestety te kłamstwo mi nie wyszło. W rzeczywistości myślałam, że zaraz umrze..
-Przestań nas okłamywać. Po tym poczujesz się lepiej.
Głos wampira słyszałam coraz słabiej.. w końcu upadłam. Omdlałam. Ból nogi , to wszystko....nie wytrzymałam.

...................................

Obudziłam się z krzykiem na szpitalnej sali. Wszyscy pacjenci skierowali na mnie wzrok.
-Cśśś ! Już spokojnie ! Już wszystko w porządku ! - uspokajała mnie pielęgniarka - Czemu tak wrzeszczysz ?
-Err...miałam zły sen.. to nic wielkiego, od śmierci rodziców często takie miewam . -dodałam przekonująco
W moim wieku mienie koszmarów było nadzwyczaj dziwnym zjawiskiem, więc musiałam dodać coś, co byłoby dość przekonujące
Nagle złapałam się za głowę. Poczułam, jak okropnie mnie boli .
Pielęgniarka zauważając to dodała:
-A właśnie. Dostałaś leki przeciwgorączkowe, bo miałaś niepokojący stan. Może cię po nich trochę głowa boleć, ale to nie będzie nic wielkiego. Na szczęście się obudziłaś. Jednak radzę ci z powrotem spróbować zasnąć. Dostałaś leki usypiające. Po kolejnym przebudzeniu powinnaś czuć się już dobrze. A babcia tu była. Niestety znowu spałaś. Zostawiła ci na stoliku ładowarkę do telefonu.
-Dziękuję. -odpowiedziałam
Okropnie kręciło mi się w głowie. Sen, ból głowy, ból nogi, mocna gorączka, jakieś tabletki, Raynants, zamek, lochy, omdlały Michael.. To było za dużo jak dla mnie. Nie byłam w stanie dzisiaj o niczym myśleć.

Położyłam się z powrotem do łóżka. Pielęgniarka pomogła mnie przykryć. Nawet tego nie spostrzegłam, lecz po chwili  pogrążyłam się w głębokim śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz