niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 6. - What To Do When The Wits Says: Let It Go; And Heart Shouts: Fight ?? .





-Elena ! Elena ! Elena !
Ktoś zaczął mnie wołać po imieniu. Rozespana otworzyłam oczy . Znowu znajdowałam się w tym lesie co przedtem.
Potrząsnęłam głową. Nade mną stała zrozpaczona Michelle.
-Elena ! Elena, ty żyjesz ?! - krzyczała przez płacz
-Michelle ! Michelle, co się stało !? - próbowałam uspokoić przyjaciółkę
-Nie udało mi się ich zmylić ! ... Oni.. - mówiła co chwile nabierając powietrza do płuc
-NADCHODZĄ ! - z głębiny drzew wyłonił się David - Wstawać, uciekać !
Wszyscy natychmiast zerwali się ze swoich posłań. Nikt nie brał niczego. Jedyną osobą , która cokolwiek miała był Jeffreys. Jak zwykle przez ramię miał przewiniętą swoją podręczną torbę.
-Szybciej ! Nie dajcie się wciągnąć w ten szary dym za nami ! - ryczał na całe gardło wampir
Próbowałam biec szybko, ale noga zaczęła się dawać we znaki. Zwalniałam tempo , coraz wolniej biegłam. Znowu zostałam w tyle. Upadłam... w głębi serce żegnałam się już z wszystkimi. Jakby tego nie było mało opatrunek się zerwał, i rana zaczęła krwawić. Przykucnęłam trzymając się za nogę. Próbowałam biec dalej, ale nie dałam rady. Upadłam. Na domiar złego dostałam gorączki. Zaczęłam słabo widzieć.... Przybiegł ktoś.... Złapał mnie za rękę . Był to Michael
-Dasz radę biec sama ?
-Jak ja debilu w ogóle chodzić nie umiem ! - warknęłam
-No to po nas.
Zaczął wyciągać różne przedmioty z torby. Między innymi był to kołek.
-Co ty do cholery robisz ?! - byłam wściekła, a jednocześnie zdumiona
-Jak to co, wyciągam przedmioty do obrony. - mówił spokojnie
Przysiadłam na ziemi. Spojrzałam za siebie. Dym się przybliżał.
-I co teraz ? - mówiłam już znacznie spokojniej niż przedtem
-Jak nie umiesz chodzić to nic nie zdziałamy. Właściwie dym już nas dosięgnął, oni nas zostawili, i dobrze, a ja  z tobą na rękach biegłbym wolniej. Wolę się przygotować do ataku. - wyjaśnił - A mam jeszcze trochę czasu, bo dym jest trochę metrów za nami, prawda ?
-Ee, Michael, nie chcę cię obrazić, ale już się w nim znajdujemy..
Chłopak zdumiał się. Oderwał wzrok od poprzedniej czynności przez siebie wykonywanej i zaczął rozglądać się dookoła. Rzeczywiście, byliśmy już w dymie. Wyglądało to podobnie do mocnej mgły, tyle że dodatkowo pod nogami znajdowały się coś ala chmury. Jeffreys wziął kołek w ręce i zbliżył się do mnie.
Chwycił mnie za rękę. Po ciele przebiegły mi dreszcze, ale nie odsuwałam się od niego . Obawiałam się najgorszego. Nagle zauważyliśmy ciemne, zakapturzone postacie w oddali. Były coraz bliżej nas. Po dymie przechodziły majestatycznie, jakby dumnie. Gdy stanęły kilka metrów dalej od nas ściągnęły kaptury i ruszyły bliżej do nas.

Rozpoznawałam ich twarze. Nie przypominały one nawet w jednym stopniu twarzy Darene lub David'a.
Twarze Raynants były zimne, wręcz lodowate, a spojrzenia obojętne i mordercze. Głowy były dumnie, ale lekko pochylone ku niebu, jednak spojrzenia były ciągle skierowane w nas.
Bacznie nas obserwowali, naszą reakcję, Michael'a z kołkiem i mnie stojącą jak słup soli.
Jeden wyciągnął rękę , jakby wskazując na nas.
-Brać ich. - głos jednego z wrogich wampirów był jakby bez emocji, ale stanowczy
Wampir, który rozkazał aresztowanie nas został w miejscu, lecz wampiry, które stały obok niego ruszyły w naszą stronę. Kiedy doszły do nas, chwyciły nas za ramiona. Wręcz szarpnęły. Syknęłam z bólu. Nagle wampir przystał.
-O nie.. - Michael nerwowo spojrzał w moją stronę
Wampir, który trzymał mnie za rękę zaczął robić dziwne postawy. Chyba chciał się na mnie rzucić.
Krzyknęłam i zasłoniłam głowę dłońmi. Poczekałam w takiej pozycji kilka sekund. Ale nadal żyłam. Spojrzałam tylko jak obok mnie Jeffreys i dwa wampiry toczą bój. Spojrzałam błagająco na wampira, który ciągle stał w miejscu . Na jego twarzy widniał uśmiech. Nic nie robił.
-Co ja mam zrobić, oni go zabiją, oni nie mogą.. - gorączkowo myślałam.. - Wiem !
Do głowy wpadł mi pewien pomysł. To musi być ich przywódca, skoro im rozkazuje, więc jeśli go zaatakuje, będą musieli go bronić, przy czym oderwą się od Michael'a. Pobiegłam po kamień, który stał niedaleko. Z trudem łapiąc oddech podbiegłam do niego... Noga coraz bardziej mnie rwała. Podczas biegu upadłam, lecz się podniosłam. Pobiegłam do wampira-przywódcy i zaczęłam dźgać go kamieniem. Jednak on tylko się śmiał. Śmiał się z mojego cierpienia. Oczy zachodziły mi mgłą, traciłam coraz więcej krwi, znowu  dostałam gorączki...
Jednak pozostałe wampiry nie odrywał się od chłopaka. Postanowiłam więc dźgać wampira najmocniej jak potrafiłam. Starałam się trafić prosto w jego serce, ale moje ręce całe drżały, nie umiałam dokładnie wycelować. Z twarzy przywódcy zszedł perfidny uśmiech. Czyżbym trafiła ? Wampir upadł, a po chwili zmienił się w proch. Ja.. upadłam natychmiast za nim. Z kuli braku sił.

..........................................

Kiedy otworzyłam oczy znajdowałam się w jakimś ciemnym, zimnym i zamkniętym miejscu... Moja gorączka sięgała bodajże około 42 stopni, gdyż z kuli niej zaczęły mi spływać krople potu po twarzy.
W drzwiach widziałam dwie inne postacie. Domyślam się, że wampiry. Chciałabym uciec.. Oh, teraz jest taka okazja, próbowałam wstać, ale ręce miałam przykute kajdankami do ściany.. Z rozmowy wywnioskowałam tylko jedno zdanie...
-Ona umiera.
-Wiem.
-Musimy coś z tym zrobić, osoba, która zabiła naszego przywódcę musi być ukarana.
-Zamieńmy ją w wampira.
-Szef się nie zgodził. Chciał ją mieć żywą !
-Weźmy ją z tego lochu !
Szybko rozejrzałam się po tym więziennym pokoju.
-Coś ciężkiego ! Boże, proszę, cokolwiek.. - gorączkowo myślałam
Od moich skupionych myśli oderwał mnie widok Michael'a który leżał nieprzytomny naprzeciwko mnie.
-Żyjesz ?! Michael, powiedz, że żyjesz, błagam, nie zostawiaj mnie ! - jednak chłopak nie odpowiadał
Wampiry chyba skończyły rozmowę. Doszedł do nich trzeci .
-Przyprowadźcie ją do mnie.
-Nigdzie nie idę, dopóki nie upewnię się, że on żyje ! - zaprotestowałam
-A czemuż to ? - przykucnął obok mnie jeden z nich
-Przysięgam, jak on umrze, to ja też... ! - nie wiedziałam, co w tym było sensownego, ale miałam gorączkę. Na nic innego, lepszego, nie było mnie stać.
Wampir spojrzał znacząco na swoich towarzyszy, po czym wstał. Odpiął moje kajdany i  kajdany Jeffreys'a. Dał znak jednemu z innych wampirów, aby zaniósł Michael'a na rękach w miejsce, gdzie ja sama się udaję. Jednak tylko miałam zacząć chodzić, a noga zaczęła mnie rwać coraz bardziej. Zacisnęłam zęby. Ból był nie do zniesienia, ale musiałam wytrzymać, ażeby wydostać się z tego zamczyska. Korytarz, którym szliśmy kształtem przypominał ten, którym uciekaliśmy z jaskini, tyle że w tym jest światło, a w tamtym było ciemno jak w grobie. Rozejrzałam się na wszystkie strony. Korytarz przypominał niekończący się prostokąt, w którym każda ściana równoległa do siebie miała drzwi. Odstępy między tymi drzwiami to było zaledwie 2, 3 metry. W końcu wampir wszedł ze mną do jednych z tych pomieszczeń. Pokój, a raczej sala wydawała się większa, niż przedtem myślałam. Z zewnątrz wydawał się to być mały, jednoosobowy pokoik, albo gabinet do pracy, a wewnątrz...normalnie...ogromny....Na samym końcu tej wielkiej sali siedziało pięć wampirów, na tronach. Ich ubrania różniły się od tych, które miała grupka wampirów na patrolu. Ubrania tamtych wampirów były czarne, a tych czerwono-złote. Wampir wszedł ze mną głębiej do sali. Zatrzymał się ze mną mniej więcej pięć metrów od tronów  podejrzewam, że głównych władców Raynants. Albo to był sąd, sama nie potrafiłam tego rozróżnić. Myślałam, że zaraz omdleję, ale starałam się nie okazywać słabości. Jak to miałam w swoim zwyczaju. Wampir , który trzymał mnie za rękę wyszedł z sali.
-Powiedz, jak się nazywasz.. - powiedział spokojnie wampir, który siedział na środkowym , czyli trzecim tronie.
-A co cię to obchodzi. !? - starałam się mówić obojętnie, bez strachu, chłodno jak oni
Wampir spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.
-Gdzie Michael ?! - krzyknęłam na całą salę
-Wypij to. - powiedział znowu ten środkowy wampir, a do sali wszedł inny z tacą i kielichem zapełnionym jakimś napojem, koloru czarnego
-Skąd wiem, czy nie chcecie mnie tym zatruć !? - spoglądałam podejrzliwie na kielich
-Po cóż mielibyśmy ciebie zabijać, moja droga , skoro mamy na celu wytropienie reszty twoich towarzyszy, do czego jesteś nam potrzebna. To jest lekarstwo. Na nogę i na gorączkę. Wypij, od razu poczujesz się lepiej.. - nalegał wampir
-Nic nie wypiję, czuję się świetnie ! - wydyszałam.
Niestety te kłamstwo mi nie wyszło. W rzeczywistości myślałam, że zaraz umrze..
-Przestań nas okłamywać. Po tym poczujesz się lepiej.
Głos wampira słyszałam coraz słabiej.. w końcu upadłam. Omdlałam. Ból nogi , to wszystko....nie wytrzymałam.

...................................

Obudziłam się z krzykiem na szpitalnej sali. Wszyscy pacjenci skierowali na mnie wzrok.
-Cśśś ! Już spokojnie ! Już wszystko w porządku ! - uspokajała mnie pielęgniarka - Czemu tak wrzeszczysz ?
-Err...miałam zły sen.. to nic wielkiego, od śmierci rodziców często takie miewam . -dodałam przekonująco
W moim wieku mienie koszmarów było nadzwyczaj dziwnym zjawiskiem, więc musiałam dodać coś, co byłoby dość przekonujące
Nagle złapałam się za głowę. Poczułam, jak okropnie mnie boli .
Pielęgniarka zauważając to dodała:
-A właśnie. Dostałaś leki przeciwgorączkowe, bo miałaś niepokojący stan. Może cię po nich trochę głowa boleć, ale to nie będzie nic wielkiego. Na szczęście się obudziłaś. Jednak radzę ci z powrotem spróbować zasnąć. Dostałaś leki usypiające. Po kolejnym przebudzeniu powinnaś czuć się już dobrze. A babcia tu była. Niestety znowu spałaś. Zostawiła ci na stoliku ładowarkę do telefonu.
-Dziękuję. -odpowiedziałam
Okropnie kręciło mi się w głowie. Sen, ból głowy, ból nogi, mocna gorączka, jakieś tabletki, Raynants, zamek, lochy, omdlały Michael.. To było za dużo jak dla mnie. Nie byłam w stanie dzisiaj o niczym myśleć.

Położyłam się z powrotem do łóżka. Pielęgniarka pomogła mnie przykryć. Nawet tego nie spostrzegłam, lecz po chwili  pogrążyłam się w głębokim śnie.

Rozdział 5. - This Is What Gives Us A Fate.







Obudziłam się po środku lasu. Jak to było w  mojej tradycji spojrzałam w niebo. Pełnia księżyca oświetlała właściwie cały  ten wielki las. A ja, Michelle, Michael, Thiago, Darene i David znajdowaliśmy się zaledwie w jego centrum. Rozejrzałam się dookoła. Michael leżał bez ruchu na swoim posłaniu. Wiedziałam, że nie spał, ale nie miałam ochotę na rozmowę z nim. David'a nie było, pewnie stał gdzieś dalej na straży. Thiago spał, a Michelle nie było z nami. Tylko Darene, jak zwykle siedziała naprzeciwko mnie przy drzewie szkrobiąc coś w kawałku drewna.
-Darene ? - spytałam cicho, żeby nie obudzić Thiago
Na dźwięk mojego głosu poczułam, jak ktoś się poruszył. Michael chyba przysłuchiwał się temu co powiem..
-Tak ? - spytała nie odrywając wzroku od swojego drewienka wampirzyca
-Gdzie Michelle ?
-Odwraca uwagę Raynants . - widząc moje pytające spojrzenie dodała - Tzn. zmyla ich trop.
-Nie rozumiem.
-Widziałaś tą grupkę, która podążała za nami aż do jaskini ?
-Trudno było jej nie zauważyć.
-To patrol Raynants. W rzeczywistości jest ich dużo więcej, ale i taka ich grupka stanowi zagrożenie. Naszym celem jest dostanie się do ich zamku. Z dwóch powodów. Potrzebujemy maści leczniczej na twoją nogę, a ona znajduje się tylko w ich zamku. Przy tym mamy okazję ich zaskoczyć. Przeprowadzić atak znienacka. Musimy wypędzić ich od władzy.
-A gdzie znajduję się ich zamek . ?
-Kochana, jeszcze bardzo daleko. - uśmiechnęła się pod nosem wampirzyca
-Dożyję chociaż z tą moją nogą ? - zaśmiałam się
-Powinnaś dożyć .. - mrugnęła do  mnie Darene
Znowu coś się poruszyło. Spojrzałam na źródło wydawania tych dźwięków. Był to Jeffreys. Przecierał jakąś roślinę. Był zamyślony.
-To co , wyruszamy ? - podbiegł do nas jak zwykle uśmiechnięty David
-Tak, tylko trzeba wybudzić resztę.. - wampirzyca spojrzała znacząco na Thiago,  po czym wybuchnęła gromkim śmiechem
-A ty maleńka...Jak się czujesz ? Jak tam noga ? - wyszczerzył zęby w uśmiechu wampir
-Po pierwsze, nie jestem maleńka. Dzięki, że pamiętałeś. Po drugie, noga mnie nie bolała dopóki mi o niej nie przypomniałeś. Dziękuję ci bardzo. - odpowiedziałam z sarkazmem
-Uparta dziewczyna.. - zaśmiała się Darene
Michael wstał, zwinął swoje posłanie, spakował do podręcznego plecaka, który trzymał zawsze przy sobie.
-Thiago, wstawaj ! - Jeffreys pochylił się nad zmęczonym towarzyszem i krzyknął mu do ucha
Chłopak niemal wyskoczył ze swojego posłania.
-Co, jak gdzie ? Kogo mordują ? Co się stało ? - łowca był wyraźnie zaniepokojony
-Wyruszamy w dalszą drogę. - wyjaśnił Michael, po czym dodał wzrok kierując na mnie - Gotowa ?
-Tak. - odpowiedziałam krótko i zwięźle
Jak to wczoraj też czyniłam szłam , trzymając za rękę wampirzycę. Wydawało mi się, iż ciągle krążymy w koło, lecz w rzeczywistości było to nieprawdą, gdyż las w centrum ciągle wyglądał tak samo.
-Każdy by się mógł pomylić.. - mruknęła do mnie Darene
Zaśmiałam się. Jeffreys stał z tyłu jak zwykle zamyślony.
-On tak zawsze ? - zaśmiał się David
-Nie wiem. Nie znam go za dobrze. - szepnęłam sama do siebie
-A szkoda, bo z jego myśli wyczytałem, że może się zacząć coś szykować.. - udawał niewiniątko wampir
Z jego myśli.. ? Wyczytał ... ? Poczułam jak się zaczęłam czerwienić i jak zaczęło szybciej bić moje serce.. Szybko się otrząsnęłam z tego dziwnego stanu, w który wpadłam. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył, że odkryłam cząstkę siebie, czego zawsze się obawiałam.
-Zagadaj pierwsza. - wampir zaczął podsuwać mi nierealne pomysły
-Haha, śmieszny jesteś. - wybuchłam sarkastycznym śmiechem
-Przecież widzę, że też go kochasz. - wypalił jak Filip z Konopi David
-Nic z tego nie będzie. Nic do niego nie czuję. Nawet nie wiem, czy on jest dla mnie kolegą.. więc co by miało wyjść.... - rozum zaprzeczał sercu
-Taa, jasne . - zrobił smutną minkę wampir
-A ty koleś weź przestań czytać moje myśli, bo czuję się osaczona ! - zaczęłam się po nim drzeć
-Skąd wiesz że je czyta.... - nie dokończył zdania widząc moją minę - No dobra nie będę...
Wampir odszedł gdzieś dalej. Skąd on wie o czym ja myślę. Odwróciłam się za siebie mając nadzieję, że się uspokoję widząc Michael'a , który działał na mnie kojąco, ale go tam nie było.
-Gdzie oni .. ? - nie dokończyłam zdania, bo wampirzyca mi przerwała
-Jeffreys gdzieś zniknął, David poszedł jego tropem. Chce go odnaleźć. - wyjaśniła
-Ale...
-Nie! Nic im nie będzie. A, i nie, nie idziemy za nimi.
-Obiecaliście, że nie będziecie czytać mi w myślach.. - stroiłam fochy
-Ależ kochana, ja nie potrafię czytać w myślach. - zaśmiała się wampirzyca
Uśmiechnęłam się pod nosem... Jednak w rzeczywistości byłam smutna. Sama nie wiedziałam co mam myśleć ... O tej całej sytuacji, o tej misji, o tych snach, wizjach....
-Robimy przerwę ? - spytała po godzinie wędrówki Darene
-Tak... ale oni.. odnajdą nas.. ?
-Nic się nie martw. Wrócą. Za niedługo. Na szczęście twój stan nogi na obecną chwilę nie jest zły. Nie masz również podwyższonej temperatury, więc wszystko jest okej... - analizowała wampirzyca
-Darene... - spytałam cicho
-Hmm ?
-Ile jeszcze będę miała takie sny....
-Chodzi ci o to, ile będziesz jeszcze wracać do tej krainy ? Do Panem ? - dopytywała się wampirzyca
-Mniej więcej .
-Czas pokaże maleńka... - uśmiechnęła się pod nosem
-No nie ! I ty przeciwko mnie?! - wybuchłam śmiechem
Darene i ja śmiałyśmy się jeszcze bardzo długo. Siedziałyśmy pod drzewem sosnowym jak stare, dwie, najlepsze przyjaciółki. Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, sprawach, swoich  historiach...
Po czasie oczy zaczęły mi się same kleić... zasnęłam.. nawet tego nie zdążyłam spostrzec..

.................................

Otwarłam oczy znowu na szpitalnej sali. Spojrzałam na krzesło koło mnie. Było puste. Nagle do sali przyszła pielęgniarka i zaczęła napełniać moją kroplówkę.
-Gdzie babcia ? - spytałam niespokojnie
-Kazaliśmy jej opuścić salę. Była bardzo zmęczona, a my nie mieliśmy do ustąpienia jej żadnego łóżka. Przed godziną tu była , ale ty jeszcze spałaś. Przyniosła ci batony.
Zaśmiałam się w duchu.
-Dziękuję . - odpowiedziałam, na co kobieta odpowiedziała mi ciepłym uśmiechem, po czym wyszła z sali

Te wszystkie informacje.. o wampirach.. i Panem... nie chcę już o tym wyczytywać... Niektóre zapisane tam rzeczy kłamią... niektóre wampiry nie są bezwzględne. Niektóre są dobre. Tego już nie zapisano. No i po co mam czytać o krainie, w której dziennie w nocy i tak się znajduję ? Sama ją znam z opisu, nie muszę dodatkowo poświęcać czasu na czytanie  o niej. Jednak.. ten świat zaczął wydawać mi się taki bezbarwny... a tamten... był taki.. niezwykły, niepojętny... Chciałam go lepiej poznać, chciałabym tam zostać, ale nie mogę zostawić babci samej. Załamałaby się, gdyby coś mi się stało. Toczyłam wojnę sama ze swoim rozumem i ze swoim sercem. Po chwili namysłu sięgnęłam po batona, odpakowałam go z papierka, po czym go zjadłam, a papierek wyrzuciłam do kosza. Znowu położyłam się na wspak. Znowu zaczęłam dużo myśleć.

I tak mijały godziny. Inni pacjenci na sali bacznie mnie obserwowali. Przez te wszystkie godziny patrzałam tylko na sufit, w którym jak oni sami twierdzili nie było nic ciekawego. Jednak ciałem byłam na szpitalnej sali, a duchem w miejscu obok Darene, Thiago, David'a. Michelle.. a i jak mogłabym go pominąć... Jeszcze byłam tam z Michael'em. Tyle, że on nas zostawił. Z nieznanego mi powodu uciekł. Może on sam jest jednym z tamtych ? Nie, to raczej niemożliwe. Próbowałam rozgryźć jego zachowanie, ale nie potrafiłam. Był on dla mnie za trudny. Był dla mnie jak orzech, którego nie potrafię rozgryźć, choć bardzo chcę. Właściwie się do siebie prawie wcale nie odzywamy, a czujemy potrzebę swojej bliskości... przepraszam, poprawka.. tylko ja ją czuję... Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Wydaje mi się, że ostatnio się zmieniłam. Zbyt wiele czasu poświęcam na refleksję o życiu, o problemach, o przeszłości, teraźniejszości, czym staram się uzupełnić przyszłość.

Obróciłam się na drugi bok i wzrok skierowałam na ścianę.....
Koło mnie leżał mój wierny towarzysz i jego kompan. Telefon i słuchawki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Choćby te dwie maleńkie rzeczy czekały aż je założę, aż zagłębie się w dźwiękach z nich dobiegających. Nie zastanawiając się dłużej założyłam słuchawki i kliknęłam na byle jaką, pierwszą piosenkę. Wyskoczyło mi Nickelback - Far Away, a na telefonie wyrysowane zostało wielkie serce.... Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, po czym zamknęłam oczy mając nadzieję, że znowu odnajdę się tam, gdzie pragnę, tam, gdzie chcę, tam, gdzie czuję, że jest moje miejsce. W dzikim i niebezpiecznym Panem.....

Witajcie Kochani ! :D
Pragnę podziękować #Sarze Dubas za komentarz pod rozdziałem 1 ; ). Mam nadzieję, że reszta rozdziałów również się tobie i innym spodoba. Wyrazy podziękowania wysyłam również do #Magdy T. za wysłanie i obrobienie mi w Photoshopie obraza z księżycem :D na samej górze rozdziału. Jeszcze raz dzięki i zapraszam do czytania.
Pozdrawiam :D ; ** < 3

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 4. - Unexpectedly Coming Raynants.







...I w tedy znalazłam się znów w puszczy. Lecz tym razem nie było tam nikogo oprócz mnie. Rozejrzałam się wkoło. Kilka metrów od mojego łóżka znajdowały się świeżo wycięte przez Darene figurki z drewna. Na zewnątrz było ciemno.
-Ale zimno.... - szepnęłam pod nosem sama do siebie
Wyszłam z jaskini. W oddali zauważyłam wolno poruszające się, zakapturzone postacie. Szły prosto na mnie, nie widziałam ich twarzy. Nagle ktoś pociągnął mnie za siebie z powrotem do jaskini. Był to Michael.
-Darene, tunel wykopany ? - powiedział przerażony Jeffreys
-Już prawie. - odpowiedziała spokojnie wampirzyca
-Co jest ? Kim są tamci ? - dopytywałam się
-Raynants po nas idą ! Odkryli naszą kryjówkę ! - wyjaśnił Thiago
Nie rozumiałam. Jak odkryli, gdzie się znajdujemy ? Przecież to miała być podobno "bezpieczna" kryjówka.
Michael nerwowo rozglądał się po całej jaskini. Szukał czegoś, co by wskazało wrogiej wampirzej rodzinie kierunek, w który ewentualnie się udaliśmy. Gdyby coś takiego znalazł musiałby to natychmiast ukryć. Znajdowaliśmy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
-Gotowy ?! - niecierpliwił się chłopak
-Jeszcze chwilkę .. ! - orzekł David
-Jeszcze chwilkę i nas zabiją ! Ruszcie się ! - warknął Thiago
-Już ! - rzuciła komendę Darene
Powiedziała to w odpowiedniej chwili, gdyż tuż przy wyjściu z jaskini zaczął bić śmiertelny chłód, zapach śmierci, dym... Spojrzałam w miejsce rozprzestrzeniania się tego dymu, ale nie potrwało to długo, bo David pociągnął mnie do tunelu, zamykając za sobą na kłódkę drewniane drzwiczki.
Zaczęliśmy biec przed siebie. Było tam okropnie ciemno, praktycznie to nic nie widziałam. Po prostu biegłam przed siebie jak kazała przed momentem Darene. Tunel był okropnie długi.... miałam dość, miałam ochotę się zatrzymać i już nie iść dalej. Nogi mnie bolały, właściwie to bolało mnie wszystko.... W pewnym momencie potknęłam się o coś i runęłam jak długa.... Próbowałam wstać, ale nie potrafiłam. Coś sobie zrobiłam z prawą nogą. Postanowiłam doczołgać się do wyjścia... Ból...on  był nie do opisania... Cała noga...czułam jak puchła.... W pewnym momencie ustałam...nie potrafiłam iść dalej. Złapałam się za nogę... poczułam jak krwawi.... Chciałam krzyknąć z bólu, ale nie mogłam...Jakieś wampiry znalazłyby mnie i mogły pożreć..... Dostałam gorączki... Serce zaczęło mi szybciej bić....  Oczy same mi się zamykały.. nie potrafiłam... załapać powietrza.....zemdlałam z bólu....

.............................................

Obudziłam się z krzykiem. Ktoś oblał mnie lodowatą wodą... Była to Darene.... poczułam drgawki na ciele.... Wampirzyca przetarła mi czoło.
-Ma gorączkę.. - stwierdziła po chwili
-Będzie jej coś .. ? - spytał niepewnie Michael
-Zapewne dostała zakażenia.... Jeśli natychmiast nie dostaniemy na to leku to po prostu umrze.. - dodała ze smutkiem Darene
Przerażała mnie wizja mojej śmierci.... Ale nie przejmowałam się w aktualnej chwili tym tak bardzo, ponieważ gorączka nie pozwalała mi myśleć...
Jeffreys zaczął się wściekać. Nie wyglądał na zadowolonego. Spojrzał na mnie z żalem. Serce mi biło jak szalone odkąd zaliczyłam upadek w tunelu.
-Dasz radę wstać ? - spytała mnie wampirzyca
Podała mi rękę... Spróbowałam wstać, lecz z powrotem upadłam.... Pomogła mi się podnieść .. Zaczęłam ciężko oddychać....
-Gdzie Michael ? - to pytanie należało do David'a
-Pewnie poszedł gdzieś dalej... pomyśleć... - odpowiedział jak zwykle ospały Thiago
Powiem szczerze, polubiłam Darene....nie wiem czemu przypominała mi... moją matkę... ona była taka... ciepła... miała serce na dłoni, potrafiła podarować je każdemu....
-Dziękuję.. - wymamrotałam ledwie słyszalnie w jej stronę, na co odpowiedziała ciepłym uśmiechem
-Dasz radę sama iść ? .. - spytała ciepło wampirzyca
-Dam...
Powiedziałam bezmyślnie, gdyż ledwo puściłam jej rękę upadłam..
-Na pewno dasz radę ? - zaśmiała się
Również się zaśmiałam. Spróbowaliśmy wyruszyć w drogę, ale ja nawet z pomocą wampirzycy nie potrafiłam chodzić..
-Mam pomysł . Zostawcie mnie tu i idźcie tam zabić tych jak im tam... - powiedziałam z humorem
-Raynants ?  - wybuchła śmiechem Darene - Nigdy cię tu nie zostawimy ...
Kiedy szłam...ból ... był... okropny.... David musiał niestety trzymać się daleko , gdyż widząc moją krew dostaje świra. Właściwie to tylko dzięki Darene poszłam dalej... Michael szedł za nami. Był przygnębiony. Dotykał każdy napotkany po drodze dziki kwiat.... myślał....  Chciałabym wiedzieć o czym.... David tylko się zaśmiał:
-On ma nie cenzuralne myśli maleńka..
Chciałabym mu przywalić, ale nie miałam już do niego sił. Sama zaczęłam się śmiać. Wampirzyca po kilku godzinach dotknęła mojego czoła :
-Znowu ma gorączkę...
Darene pomogła mi usiąść pod jakimś wielkim drzewem...."Topiłam" się w gorączce....w śnie po raz kolejny zemdlałam...


Obudziłam się w łóżku..... Okropnie bolała mnie noga.... Ale chwila...
-Gdzie ja do cholery jestem ?! - krzyknęłam na całą szpitalną salę
-Jesteś w szpitalu.. - odpowiedziała spokojnie siedząca obok mnie babcia - Lunatykowałaś w nocy. Zauważyłam cię, kiedy schodziłaś ze schodów. Krzyknęłam do ciebie, czym cię obudziłam. Przeraziłaś się i spadłaś ze schodów. Masz złamaną nogę oraz masz w niej ogromną ranę. Zaliczając upadek straciłaś przytomność. Przyjechała po ciebie karetka. Zawieźli cię do szpitala. Lekarze myśleli, że zapadłaś w śpiączkę, ale na szczęście się obudziłaś moje dziecko...
Lunatykować ? Przytomność ? Śpiączka ? O co w tym wszystkim chodziło ? Co się stało ? .. Nic nie rozumiałam.... Czy Michael mówiąc mi "Umierając w moim świecie umrzesz w tym normalnym... " miał rację ? Czy rany, które uzyskam na misji pojawią się w inny sposób na moim ciele w  tym normalnym świecie ? A śpiączka ? Wszystko wydawało się kompletnie bez sensu... Spojrzałam na zegarek. Była 17;00 po południu..
-Ile czasu byłam nieprzytomna .. ? - spytałam wzrok kierując z powrotem na babcię
-Jakieś 12 godzin.. przepraszam Elenko...to moja wina... Mogłam cię nie budzić, ja się przestraszyłam, myślałam, że ze schodów schodzi duch, albo było jakieś włamanie i ten ktoś mógł cię zabić... Przepraszam, ja na prawdę nie chciałam..ja.. - tłumaczyła się babcia, ale nie dokończyła wypowiedzi, gdyż zaczęła gorzko płakać
-Nic się nie stało babciu.. To tylko małe złamanie i mała rana. Przeżyje . - postarałam się wysłać w jej stronę ciepły i pocieszający uśmiech taki, jakim obdarzyła mnie w tej wizji Darene, lecz nie całkiem mi on wyszedł..

Nie za bardzo pamiętam moich rodziców. Z opowiadań obcych wiem, iż moja matka była wspaniałą i ciepłą kobietą. Kochała każdego, nawet swoich wrogów.. chodzący ideał.. mój ojciec... nie potrafił okazywać uczuć. Niektórzy twierdzili, że był chłodnym i twardym człowiekiem, ale przy bliższym poznaniu również był przyjacielski . Ja z charakteru jestem bardziej podobna do ojca. Sama musiałam radzić sobie z problemami... a matka..odeszła za wcześnie, by nauczyć mnie bycia ciepłym i kochającym człowiekiem....Dlatego bardzo przypomina mi tę wampirzycę.. Ciekawiło mnie jak oni wyglądaliby teraz. Czy byłabym taka jak moja matka, czy potrafiłabym kochać wszystkich, być miła i serdeczna, czy może byłabym taka jak właśnie jestem...Jeden wypadek... Mogli nie jechać...Mógł ich ktoś zatrzymać, mogli sprawdzić czy samochód jest w pełni sprawny... W tej chwili z mojego oka popłynęła pojedyńcza łza. Miałam do nich żal.
-Elenko..nie płacz.. - otarła mi łzę z oka babcia
-Nie płaczę... po prostu jestem taka zmęczona.. - położyłam się na łóżku plecami do babci zamykając oczy - Dobranoc..Wszystko się ułoży babciu...
Nie chciałam, żeby zobaczyła, że jestem słaba, że nie daje sobie rady....

Nie zasnęłam od razu. Wiele czasu poświęciłam na poważne przemyślenia. Michael.... Dlaczego on mnie po tym wypadku zaczął unikać... dlaczego tak mi go brakuje, dlaczego jak on odczuwa smutek to ja sama go odczuwam.... ? Czy ja go kocham ? Nie, nie możliwe, cóż za bzdury.. z tego upadku ze schodów musiałam stracić rozum...

Obróciłam głowę. Babcia przysnęła na stołku.. Okryłam ją kocem... Zajrzałam do szafki obok szpitalnego łóżka... Oh, kochana babcia ! Nie zapomniała zabrać z domu mojego telefonu do szpitala ! Były też słuchawki... Chciałabym ją teraz za to ucałować, w końcu prawie dziennie zasypiam odtwarzając sobie muzykę z telefonu !
Założyłam słuchawki, włączyłam telefon i rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego utworu. Oo, "Sweet Dreams" Marylin'a Mansona powinno być dobre... W chwili kiedy muzyka zaczęła grać , zasnęłam....

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 3. - "Sweet" Dream.






...Tą postacią okazała się wampirzyca...... Stała przede mną, a jej oczy lśniły krwią. Bił od niej okropny chłód... Zaczęłam biec za kamień, w miejsce, gdzie miał czekać na mnie Michael, ale wampirzyca szybko mnie dogoniła i zablokowała drogę...
-Zostaw ją ! - usłyszałam w oddali krzyk Michael'a
Obróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Zauważyłam Michael'a z kołkiem w ręku oraz jakiegoś innego chłopaka w postawie obronnej... Wampirzyca zwróciła głowę w ich stronę....Wydała z siebie dziwny dźwięk, jakby okrzyk  i po chwili pojawił się koło niej drugi wampir.... Michael z nieznajomym mi dotąd chłopakiem i dwa wampiry stały w pozycji gotowej do ataku.
-Przestańcie ! - zawołałam - O co w tym wszystkim chodzi ?!
-Uciekaj El ! - krzyknął do mnie Michael
-Oni zaraz mogą się na Ciebie rzucić ! - dodał chłopak towarzyszący Michael'owi
Nie chciałam uciekać, nie chciałam zostawić ich samych, ale sama też kompletnie nie wiedziałam co mam czynić....
-Tak myślisz ? - spytała z sarkazmem Michael'a wampirzyca
-A ty krwiożercza pijawo siedź cicho ! - warknął nieznajomy chłopak
-Nie żywimy się ludźmi  . - powiedział spokojnie, z lekkim uśmiechem wampir
-Taa, jasne ! I my mamy wam w to uwierzyć !? - krzyknął Michael - Raynants od wieków żywią się ludźmi !
-Nie jesteśmy Raynants. - odparł wampir
-Jesteśmy ich odłamem. - dodała wampirzyca
-C...cc...ccooo ?! - Michael'a i jego towarzysza bynajmniej zdziwiło to stwierdzenie
-Nico. Jesteśmy wegetarianami. To prawda, że Raynants od lat żywią się ludźmi . Chyba na dobre osiedlili się w Panem. - powiedział spokojnie wampir
-Dlatego właśnie chcemy ich stąd wykurzyć... - rzucił towarzysz Michael'a
-Ty naiwna, ludzka, prymitywna istoto .. - zaśmiała się arogancko wampirzyca - Myślisz, że we dwójkę, ale chyba teraz we czwórkę .. - spojrzała na mnie przelotnie i badawczo, po czym z powrotem spojrzała na Michael'a i jego towarzysza - .. Dacie przegonić królewską, wieczną rodzinę Raynants ? Głupi jesteście !
-Jak na razie dajemy radę ... - zwrócił uwagę Michael
-Nie, nie dajecie. Oni was niszczą. My jesteśmy ich odłamem. Toczymy z nimi wojnę. A dlaczego ? Bo nie byliśmy "posłuszni" wobec ich rozkazom, które były, jak sami się domyślacie....złe . - rzucił szorstko wampir
-Wszystkich rozpoznaję...tylko nie ciebie... - powiedziała do mnie wampirzyca - Kim ty jesteś ?
-Człowiekiem, nie widać ?! - cholernie się bałam, czy mnie zaraz nie pożre
-Łowca... - mruknął wampir
-Jaki łowca do cholery ?! - broniłam się przed tymi zarzutami. Przecież ja nigdy nie byłam łowcą, nawet nie wiem, jak się włada kołkiem .
-Nie mówiłem ci tego, ale również jesteś łowcą. Odkąd znalazłaś się w tych terenach i znasz ich tajemnice, a nie jesteś wampirem to jesteś łowcą. - wyrecytował Michael
-Prędzej czy później uzbieramy taką grupę, że wypędzimy stąd Raynants, gdzie pieprz rośnie ! - krzyknął towarzysz Michael'a
-Nawet w takiej grupce możecie ich pokonać. - zaśmiał się wampir - Nie ilość, ale jakość się liczy.
-Co sugerujesz ? - Michael badawczo spoglądnął na wampira
-Aa, zapomniałbym, David jestem ! - rzucił beztrosko wampir, na co wampirzyca wybuchnęła śmiechem
-Nie rozumiem... - analizował towarzysz Jeffreys'a
-Jak to co ? Właśnie stworzyliśmy grupę. Wampiry i łowcy połączyły swoje siły w walce z Raynants'ami . - spojrzała zamarzonym wzrokiem w niebo wampirzyca - A ja jestem Darene.
Michael i jego towarzysz przez moment stali jak wryci. Nie wiedzieli co na to powiedzieć. Czy im zaufać. Z resztą, rozumiem ich..miałam tak samo... W końcu....czy jak nie zaśniemy w nocy po prostu nas nie zabiją. Czy to nie jacyś szpiedzy.
-Nie miej takich czarnych myśli maleńka ! - zaśmiał się David
-Wzrost to tylko liczba pijawko ! - rzuciłam oskarżycielsko w stronę wampira
-Cóż, widzę, że już się polubiliście ! - zaśmiała się Darene
-No bardzo ! - krzyknęłam.
Byłam wściekła. Nikt mi nie powiedział, że jestem Ł O W C Ą ,  i nie ufałam tym typom. Wyglądali mi na podejrzanych.
-A , to jak już sztama to ja Thiago jestem ! - blondyn wyglądał jakby zaraz miał zasnąć na miejscu. Był ospały.
-Niech wam będzie. Znajdziemy Michelle i złączymy siły w walce z Raynants. -postanowił Michael - Ale i tak musimy już szykować śpiwory... zaczyna świtać....
Spojrzeliśmy w niebo. Słońce zaczynało wschodzić. Łowcy (Michael i Thiago) wyruszyli w poszukiwaniu Michelle, a ja zostałam z wampirami w jaskini. No bardzo mądre ! Zostawiać mnie z krwiożerczymi bestiami sam na sam w jednym miejscu.
-Co tam maleńka ? - spytał przyjaźnie David
-Nie nazywaj mnie tak ! - warknęłam
-Nie bój się nas. Właściwie gdybyśmy tego chcieli to już byś nie żyła... - zaśmiała się Darene
-Czego wy w ogóle ode mnie chcecie ?
-Zaufania . - powiedział spokojnie David
-Zaufanie się rodzi z czasem idioto ! - krzyknęłam parskając sarkastycznym śmiechem
-Ja cię skądś znam....- wypaliła wampirzyca i zaczęła się mi uważnie przyglądać.
-Zostaw mnie ! - nie ufałam im.
-Michelle odnaleziona ! - nagle do jaskini wpadli Michael z Thiago i Michelle.
Natychmiast podbiegłyśmy do siebie z przyjaciółką i wyściskałyśmy się, krzycząc swoje imiona.
-Świta. Raynants rozpoczynają poszukiwania... - powiedziała gładko Darene
-Do łoża ! Straż trzyma David ! - postanowił Michael
Według rozkazu chłopaka wszyscy oprócz David'a wpakowaliśmy się do łóżka. Darene zaczęła kroić jakieś figurki z drewna. Zamknęłam oczy i jednocześnie je otworzyłam.

Znowu byłam w moim pokoju, w moim łóżku.... O co z tym wszystkim chodziło ? Co do cholery ? Spojrzałam na zegarek. Była prawie dziewiąta rano. Zaspałam do szkoły.
-A walić, nie idę ! - rzuciłam sama do siebie .
Wygramoliłam się z łóżka i otworzyłam laptop. Włączyłam internet i zaczęłam buszować po stronach związanych z wampirami i nadprzyrodzonymi stworzeniami. Wszędzie wypisane były jakieś legendy... Każda różna, ale i każda miała coś w sobie, co zgadzało się z moimi wizjami nocnymi. Każda miała jakiś fałsz, albo coś, czego jeszcze nie zauważyłam. Im głębiej zaczytywałam się w wampirze lektury tym bardziej nasilał się mój ból głowy... W końcu ból zaczął być tak silny, że zemdlałam.... Spadłam z krzesła..

............................................

-Elenko ! Elusiu ! El ! - krzyczała babcia - Wszystko w porządku ?
-Tak.... - szepnęłam i złapałam się za głowę - Au....boli.....
-Dasz radę doczołgać się do łóżka ?  Dziecino chyba cię choroba bierze...
-Możliwe.... - powoli wstałam i poszłam do łóżka trzymając za rękę babcię.
Okropnie kręciło mi się w głowie. Cały obraz wirował jak jeden film.... Myślałam, że zaraz zwymiotuję..
Położyłam się w łóżku.....
-Babciu....podasz mi laptopa ? - spytałam z zamkniętymi oczami, aby móc przerwać zawroty głowy, ponieważ przy zamkniętych oczach obraz tak nie wirował
-Ależ oczywiście ! Masz tu jeszcze herbatę , jakby chciało ci się pić....
-Dziękuję... - wymamrotałam i podejrzewam, iż znowu zemdlałam.
Byłam bardzo słaba.... Rozejrzałam się po pokoju. Było całkiem ciemno. Obraz już nie wirował, a ból głowy ustawał. Spojrzałam na zegarek. 23 w nocy. Znowu rozejrzałam się po pokoju, po czym wzięłam tabletkę, którą zostawiła babcia koło szklanki z herbatą i wypiłam.
Przez pewien czas leżałam na wprost w łóżku i analizowałam każdą wizję. Łowca...wampir.... i ciągłe pytanie, które nękało mnie najbardziej. Czy to o czym śnię, to jak powiedział mi w tajemnicy Michael, jego inny świat, czy moja wyobraźnia....
Po godzinie namysłów przypomniałam sobie, że nie dokończyłam wyczytywać wampirzych opowieści. Coraz bardziej zaczęłam je pochłaniać  Powoli zaczynałam rozumieć, ale kiedy to sobie uświadamiałam to znowu jakby wszystko traciło sens.....
 "Gdzie puszcza głęboka, a w głębi niej zamek, w niej istoty magiczne mają schronienie, Czerwone oczy, blada twarz, kły, bestie, łowcy, zakazane myśli, miejsca nieznane, Pewne postacie rządzić wieki będą, lecz razu pewnego kilka z nich odejdzie, przeciwstawi się reszcie. I łowcy i istoty złączą siły, by legendarne postacie powalić. Przyniesie to spokój, wieczną radość, praw dobrych nie będzie za dość, więc gdy chwila ta nadejdzie, smutki rozpłyną się w tamtym świecie... "

Kilka razy czytałam ten tekst. Niby wszystko było jasne, a jednak niezrozumiałe.... podobne teksty widziałam wszędzie.... Ni to w pogańskich legendach, ni to w innych. Tylko w chrześcijańskich były to diabły, w reszcie były to "bestie", "istoty ponadludzkie" , "postacie paranormalne" albo "krwiożerczy ludzie". Znalazłam jeszcze wiele innych twierdzeń, bardzo podobnych do tych co przed chwilą wymieniłam. W końcu stwierdziłam, że na dzisiaj już dość....wyłączyłam laptop, położyłam go obok siebie i rozłożyłam się wygodnie w łóżku, jak zwykle analizując czytany tekst. Po niecałej godzinie zasnęłam.  I w tedy ....

Siema ! :D.
Jeszcze raz dzięki za czytelność, nie mija pierwszy dzień a już ponad 100 wyświetleń ! Naprawdę dzięki, nawet nie wiecie jak się jaram *.* < 3 :D. Mam nadzieję, że ten rozdział również się wam spodoba :).
Pozdrowionka ;p.

Rozdział 2. - First A Strange Dream.






Obudziłam się w nocy w łóżku.....Czułam, że ktoś mnie obserwuje..Zauważyłam nad sobą Michael'a.
-Co on tu robi ? Skąd zna mój adres ? Jak to, nikt go nie usłyszał ? - to pytanie zadawałam sobie w myślach..
Jednak on nadal stał nad moim łóżkiem. Był we mnie uważnie wpatrzony, a jego oczy lśniły w ciemnościach. Wystawił swoją rękę. Zdziwiła mnie jego reakcja. Chyba chciał, żebym podała mu swoją dłoń..... powoli..ostrożnie uczyniłam jak chciał....nagle, z chwilą dotknięcia jego ręki znalazłam się w lesie..... Wizje obrazu były zbyt realne na sen... Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie nic innego jak drzewa i wielkie kamienie. Nie było żadnej drogi. Byliśmy w samym centrum jakiejś puszczy. Mogłabym się tak zachwycać pięknymi widokami tego terenu w nieskończoność, ale ktoś pociągnął mnie za rękę za jakiś kamień i zatkał usta... Chciałam się bronić. Ten ktoś, a raczej Michael obrócił mnie do siebie tak, że prawie stykaliśmy się nosami....
-Czego ty ode mnie chcesz .. ? - szepnęłam
-Żebyś była cicho. - odwrócił mnie z powrotem tyłem do siebie i znowu zatkał mi usta dłonią....
Jedyne co zauważyłam to jakąś postać. Biegła, i to bardzo szybko. Nie zdążyłam zauważyć kto to jest... poczułam tylko strach i śmierć..... Nagle tajemnicza postać zniknęła mi z pola widzenia. Michael zaciągnął mnie gdzieś głębiej w krzaki..... po kilkunastu minutach odetkał mi usta.
-O co w tym wszystkim chodzi ? Gdzie ja jestem ?! Powiedz, że to tylko sen... błagam.. - z moich oczu popłynęła łza. Bałam się
-Wszystko będzie dobrze . - chłopak otarł mi łzę - Zabrałem cię do mojego świata.
-Twojego...świata.... ? - dziwiło mnie każde jego słowo
-Tak.. To mój świat. W nocy jestem łowcą, podczas gdy za dnia jestem zwykłym uczniem. Tą istotę którą widziałaś to wampir. Właśnie na nie polujemy. Zaraz się obudzisz ... przysięgnij mi coś...Nikomu nie powiesz, o krainie którą ci pokazałem....  od dzisiaj co noc znajdziesz się w tym lesie. Jeśli zginiesz tu, zginiesz i w normalnym życiu. A ja nie chcę cię stracić.... Zawsze, kiedy się tu znajdziesz, czekaj na mnie w tym miejscu.. dobra ? .. Zawsze będę na ciebie czekał ... do zobaczenia kolejnej nocy kochanie....

Obudziłam się z krzykiem. Obudził mnie budzik... Spływały po moim ciele krople potu mieszające się z łzami... Czy naprawdę będzie tak jak on mi mówił ? ... Wyszłam spod kołdry i poszłam do łazienki wykonać poranne czynności. Pochwyciłam za bułkę i wyszłam z domu . Musiałam mieć czas, żeby trochę pomyśleć. Ludzie spoglądali na mnie jak na idiotkę. Co się im dziwić, w końcu kto normalny siedzi na schodach przed szkołą w deszczu i je kanapkę ? Kiedy usłyszałam bijący ze szkolnych murów dzwonek na lekcję weszłam do niej. Ponownie odszukałam piętro i salę, w której miałam lekcję. Wchodząc do niej poczułam na sobie gniewne spojrzenie nauczycielki.
-Elena....-zaczęła, ale ja nie dałam jej skończyć
-Tak wiem, spóźniłam się, także soł sorry....
Myślałam, że mojej wychowawczyni opadnie szczęka ze zdziwienia. W końcu kiedy ostatni raz użyłam zwrotu grzecznościowego w szkole...ah, zamierzchłe czasy. Usiadłam koło Michelle, z którą powitałyśmy się uściskiem, wypakowałam swoje rzeczy i rozsiadłam się wygodnie na krześle. Znowu poczułam na sobie te ciepłe spojrzenie...obróciłam się za siebie, a tam Michael,  który obserwuje mnie z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam go i z powrotem spojrzenie skierowałam na tablicę. Każda lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Ciągle myślałam o tym śnie, bądź wizji... tamto życie było ciekawsze... I Michael był jakiś inny... ale.... wampiry ?.. Nadal nie rozumiem... Po co on akurat mnie w to wciągnął ? .. Nareszcie zadzwonił dzwonek. Kurde , jak ja go kocham, zawsze wybawia mnie w najgorszych momentach mojego życia... Wszyscy jak zwykle wybiegli z klasy na korytarz. Usiadłam z Michelle na korytarzu..
-Elena co jest ? Jesteś jakaś inna ? Skupiona ?! Ty i skupiona ?! - zawołała za mną przyjaciółka
-Ehh...powiedziałabym ci o co chodzi, ale nie mogę... - nie wiedziałam co mam zrobić... powiedzieć, czy nie
-Wiedziałam. Michael.
-Nie, nie kocham go ! - zaczęłam protestować, ale przyjaciółka mi przerwała
-Ja też mam takie wizje....  - powiedziała szeptem - Ja i Michael. Od dawna. To się dzieje naprawdę..
-Jak to ? - myślałam, że robi sobie ze mnie jaja.
-Jestem łowcą....Michael też....
-Nie rozumiem...i ty mi o tym mówisz ? On...mi zabronił.... - zaczęłam się tłumaczyć
-Wiem, że ci zabronił....mówił mi o tym.....to nasz świat.... Więcej dowiesz się w swoim czasie..
-Ale ...
-Cśśś ! Dosyć ! Dosyć tego tematu ! - warknęła
-No....okej.....
To wszystko zaczęło mi mieszać w głowie. Nie miałam pojęcia....Mówiąc po mojemu , Nie ogarniałam tego ich całego świata...wampiry i łowcy....to było nielogiczne...
Po lekcjach i godzinach męczarni w szkole pobiegłam do domu.... Babcie chyba zdziwiło to, że tak wcześnie się w nim znalazłam, w końcu zazwyczaj po szkole szwędam się gdzieś po nieznanych mi miejscach.
-Els ? A co ty tak wcześnie w domu robisz ?
-A tak jakoś... nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie dalej iść.... - broniłam się
-A to jak tam chcesz... -mruknęła pod nosem babcia, po czym podała na stół gotowy obiad..
-Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Chyba źle się czuję.. - szukałam wymówki na pójście do mojego pokoju..
Musiałam przemyśleć sobie to wszystko....przeanalizować krok po kroku..
-No dobrze Elenko ... - powiedziała spokojnie babcia
Szybko uciekłam do swojego pokoju na piętrze. Włączyłam laptopa. Zaczęłam wyszukiwać informacji o wampirach i tych całych łowcach wampirów.
"Według niektórych legend istnieje kraina, w której żyją wampiry i łowcy. Niestety nikt nie dotrze tam żadną łodzią, ani samochodem, ani żadnym innym pojazdem... Według starożytnych przykazów kraina ta zwie się Panem i rządzi tam królewska rodzina wampirza.. Kto dostał się do owej krainy nie ma szans powrotu, a jego dusza na zawsze zostanie już zaklęta...."

Mroczny i straszny kawałek pewnej informacji, którą odnalazłam na jakiejś anonimowej stronce. Najbardziej przypominał mi on moją dziwną wizję w nocy. Po przeczytaniu tego fragmentu natychmiast przymknęłam laptop i złapałam się za głowę. Te wszystkie myśli...to było dla mnie niepojęte.... Nim się zorientowałam nadchodziła już noc.... a tak właściwie była 20:00. Zeszłam na dół. Babunia oglądała telewizję w salonie. Podeszłam do kuchni i porwałam suchą bułkę. Na nic innego nie miałam ochoty. Znowu wróciłam do pokoju. W komórce nie zastałam żadnej wiadomości, nawet połączenia od Michelle. Dziwne. Dziennie pisała mi kilkanaście monologów , a teraz ? Nic. Chyba miałam gorączkę. Okropnie bolała mnie głowa...złapałam się za nią i położyłam do łóżka..

Otworzyłam oczy ... Przede mną znowu pojawiła się ta kraina ... Znowu zaczęłam się rozglądać wkoło. Lecz nigdzie nie zauważyłam Michaela...Michelle również..... Przede mną stała zakapturzona postać....

Witam ponownie ! :D
Dziękuję za przeczytanie oraz dziękuję #Magusiowej Madzi za bardzo miły komentarz pod rozdziałem 1 . Mam nadzieję, że ten spodoba się wam tak samo jak poprzedni.
Pozdrawiam .


Rozdział 1. - When I First Look At You.





Kolejny ponury dzień. Kolejny, bez odrobiny szczęścia. Kolejny szary i zwykły, taki prosty.... Od dawna nic go nie zmieniło... Znowu pójdę do szkoły, znowu spotkam przyjaciół, znowu będę z nimi rozmawiać, znowu będę udawać szczęśliwą choć wcale tak nie jest. Ale cóż, i tak będę udawać twardą, żeby mnie nie zniszczyli.... Wstałam wcześniej niż zamierzałam. Chciałam, od dawna marzyłam, żeby odnalazło się coś co sprawi, że moje życie z szarego koloru stanie się różowe...Niestety, ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Poszłam do łazienki,  wyszorowałam zęby, wykąpałam się i poszłam zjeść śniadanie. Myślałam. Ehh, ostatnio za często to robię. Zapatrzyłam się w jeden punkt, gdzieś w słońce, które widniało za oknem. Kiedy kolejny raz spojrzałam na zegarek była 8:00. Akurat rozpoczynały się lekcję, a ja nawet śniadania nie zjadłam. Kolejny raz spóźnię się do szkoły, czemu w końcu nie może być inaczej... Tak, jestem osobą, która przejmuje się byle pierdołą, dużo myśli. W moim liceum nikt by na to nie postawił. Według nauczycieli jestem osobą wiecznie olewającą szkołę. Mam same dwóje. Naukę mam, że tak się wyrażę głęboko w dupie. Jak na razie w niczym mi nie pomogła . Umiem tyle co umiałam w podstawówce. Pochłonęłam do końca mój poranny posiłek i wyszłam do szkoły. Była jesień. Tak ponury klimat jak ponury mój humor. Powoli przekroczyłam szkolne mury i szłam na piętro, w którym miałam aktualnie lekcję . Otworzyłam drzwi. Nauczycielka nie wyglądała na zadowoloną.
-O ! Panna Elena ! Miło, że pani łaskawie do nas przyszła. - wydarła się na całą salę
-Dziennie muszę to robić. Tradycja . - odparłam arogancko i przybliżając się do mojego stolika rzuciłam na niego torbę, wyrzuciłam z niej wszystkie zeszyty oraz kanapkę z szynką. Zaczęłam ją powoli rzuć opierając nogi o stolik.
-Jak miło pani przywitała nowego kolegę klasowego. - stwierdziła wściekle
-What The Fuck ? - parsknęłam okruchami na stolik , a klasa zaczęła rżeć ze śmiechu. - Dlaczego pani jest tak wściekle czerwona ? - dodałam po chwili, na co po prostu wszyscy zaczęli ze stołków spadać
-Jedyne zdanie, które znasz po angielsku, co Elena ? Nowy kolega, Michael. Siedzi tam w pierwszej ławce. -wskazała palcem na czarnowłosego chłopaka z niebieskimi oczami, który wyglądał mi na typ samotnika.
Spojrzałam na niego kątem oka i od razu stwierdziłam:
-Kujon.
-Elena ! Skończ ! To ,  że twoi rodzice zginęli to nie żadna wymówka ! Masz szczęście, że babcia jeszcze żyje, i jako tako ma na Ciebie dobry wpływ !
-A jak skończę to pani przestanie ględzić i da mi w spokoju zasnąć ? - odpysknęłam. Poczułam na sobie przelotne spojrzenie chłopaka, którego poprzednio nazwałam kujonem.
-Elena ! Masz uwagę ! Jeszcze jeden tekst !
-Dobra, dobra już zamykam gębę. - nie chciałam się bardziej narażać wychowawczyni.
Rzeczywiście, mieszkam z babcią sama od 10 lat. Gdy miałam 7 lat moi rodzice zginęli w wypadku. A babcia, to jedyna normalna osoba w tym całym powalonym świecie. Pozwala mi na dużo, ale takie coś źle by wpłynęło na jej nerwy. Niech się nie przejmuje moimi problemami, wystarcza, że ma swoje. Jak zwykle siedziałam oparta o stolik i marzyłam o tym, co zakazane. Mimo zewnętrznego wyglądu twardzielki w środku jestem romantyczką...nikt niestety nie potrafi mnie rozgryźć... Pani zaczęła ględzić coś o jakimś ziomku, jak mu tam było, aa jakiś Hitler, czy jak mu tam, a już i tak nie pamiętam. Zasnęłam. Śniło mi się, że jestem w jakimś ciemnym korytarzu i szukam wyjścia, którego nigdzie nie było.
Nagle zadzwonił dzwonek. Podskoczyłam na ławce zahaczając o nią kolanami, co sprawiło, że podskoczyłam razem z nią. Wychowawczyni spojrzała na mnie z politowaniem. Wszyscy zaczęli pakować swoje rzeczy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić i jak zwykle gratulować mi pomysłowych twierdzeń gadanych pani, a ja jak zwykle musiałam udawać, że się śmieję i mówię, że to drobiazg, kiedy odeszli poczułam dziwne uczucie. Uczucie ciepła, którego nigdy nie zaznałam. Odwróciłam głowę w stronę jego źródła, a tam zauważyłam Michael'a. Zaglądał mi prosto w oczy. Płonęły. Mimo ich niebieskiego koloru zdawały się mieć w sobie pewne iskierki. Poczułam coś dziwnego. Poczułam, jak trzymamy się razem za ręce, jak razem siedzimy na polach, jak kładę głowę na jego ramieniu, jak on mnie całuje....Nagle zaczęło mnie coś okropnie kłuć w ręce....Odsunęłam rękaw. Moje cięcia zmieniły się w napis :
" I Will Always Love You "
Nigdy nie wycinałam sobie takiego napisu na ręce. Poza tym rana krwawiła, a ja na lekcji się przecież nie cięłam. Nie rozumiałam...pogubiłam się. Spojrzałam z powrotem przed siebie w miejsce, gdzie niedawno stał chłopak, ale go już tam nie było. Zniknął.
-Dziwne...-mruknęłam sama do siebie .
Pozostałe lekcje pozostawiałam na myśli . Co on mi chciał przekazać ? Czemu czuję, że muszę się na niego ciągle patrzeć ? Czemu jak to robię serce mi bije szybciej ? Czemu w jego oczach widziałam niebo ? Dlaczego ? Czyżby chciał tak po prostu zrujnować mi życie, pozbawić je resztki szczęścia ? Przez niego przestałam być pyskata...W przeciwieństwie- moje teksty są znacznie inne. Zazwyczaj nic nie mówię. Moja klasa i inni nauczyciele byli w szoku. Tylko jego oczy ciągle skierowane były w moją stronę. Nie odrywały się ode mnie. Wprawiało mnie to w beztroskie szczęście. On mnie zmienia. Nie mogę do tego dopuścić. Siedząc na matematyce z moją najlepszą przyjaciółką Michelle zaczęłam gadać na głos (co jej nie przeszkadzało, gdyż jesteśmy takie same), żeby pokazać, że to załamanie było tylko chwilowe. Ale nauczyciel szybko to spostrzegł.
-Elena ! Za dużo gadasz ! Może tak przesiądziesz się do Michael'a ?
-Nie ! - krzyknęłam . Nie chciałam, by znowu wprawił mnie w zakłopotanie
-To nie było pytanie tylko rozkaz, a teraz jazda !
Cóż miałam zrobić, spakowałam torbę i przesiadłam się w wyznaczone miejsce. Jakby los próbował mnie zamknąć w jego otoczeniu. Rozsiadłam się wygodnie na krześle. Po chwili zauważyłam, że razem z nim siedzimy tak samo, a nasze ręce prawie się stykają...
Spostrzegliśmy to w jednym momencie. Znowu spojrzał na mnie przenikliwie. Znowu miałam wizję. Wizję biegu przez las, wizję bestii, wizję łowcy, wizję tęsknoty i śmierci, miłości i wieczności.
Bardzo mnie tym pociągał. Siedzieliśmy wpatrzeni w siebie przez pewien czas. Ciarki przechodziły mnie po ciele. Czułam, że skądś go znam, ale nie umiem określić skąd. Czułam, jakby był mi kiedyś bardzo bliski. Odebrał mi mowę. Chłopak tylko się do mnie przelotnie uśmiechnął i znowu zwrócił swoje spojrzenie na tablicę... Znowu zadzwonił dzwonek. Mój ty wybawco ! Na zewnątrz padało. Co ja gadam, lało jak z cebra. Założyłam kaptur na głowę i poszłam do domu patrząc w ziemię. On cały czas gościł w moich myślach . Tylko te wizje, nie było to normalne. Chodziłam gdzieś po nieznanych mi dotąd miejscach, siedziałam na torach, chodziłam po polach... Kiedy wróciłam wieczorem do domu, zeszyty wrzuciłam gdzieś za łóżko. Pobiegłam do kuchni i na szybko ugotowałam sobie i babci jakąś kolację. Była już prawie 20. Na szczęście babcia jako jedyna mi ukochana osoba nie skrzyczała mnie za spóźnienie się, lecz tylko się uśmiechnęła i podziękowała za swoją porcję.
-Jak tam w szkole El ? - spytała po chwili
-Oj babciu, nawet nie pytaj ! - obie się zaśmiałyśmy
-Bardzo dobre te jajko Els. Umiesz gotować tak dobrze jak twoja matka przed śmiercią.
Na mojej twarzy zagościł smutny uśmiech. Babcia widząc to zmieniła temat:
-A w szkole poznałaś jakiegoś przystojniaka ?
-Babciu ! -zaśmiałam się
-Wnuczko...wiek to tylko liczba....Kochać można zawsze..-mrugnęła do mnie okiem.
Czułam, że byłyśmy do siebie podobne. Ona mimo swojego starego wieku zachowuje swój młody stan. Tak naprawdę tylko ona potrafiła mnie szczerze rozbawić. Ale i ona mnie w trudnych momentach życia rozumiała. Mimo to od 10 lat wstecz mam swoje tajemnice. Boję się, że gdybym je wszystkie mówiła babci chyba by dostała zawału i odeszła z tego świata. Poza tym, z niektórymi sprawami sama sobie muszę poradzić. Kiedy zjadłyśmy do końca swoje porcje babunia poszła spać, a ja pozmywałam brudne naczynia i również poszłam do swojego pokoju. Popisałyśmy trochę SMS'ów z Michelle. Później wzięłam swój pamiętnik, który wie to co ja, dlatego tak pilnie go bronię przed ludźmi, którzy nie daj boże mogliby go przeczytać. Zapisałam w nim kilka dzisiejszych sentencji, po czym ponownie wzięłam swój telefon , założyłam słuchawki i do snu jak dziennie puściłam sobie piosenkę Demi Lovato & Joe Jonas - Stay With Me .  , która zmuszała mnie do przemyślenia w nocy rzeczy, które czyniłam w dzień.

Bohaterowie. - Characters.

'.- Kiedy powiem: "Kocham Cię" , proszę uwierz, że to prawda.
Kiedy powiem: "Na zawszę" wiedz, że ja nigdy cię nie opuszczę.
Kiedy powiem: "Do widzenia" obiecaj mi, że nie będziesz płakać,
Ponieważ dzień, w którym to powiem, będzie dniem, w którym umrę .. .!. '

Główni bohaterowie : 


Elena Himmer -
17 letnia buntowniczka, ale zarazem romantyczka. Nie jest zbyt dobrą uczennicą. Mieszka razem z babcią. Jej rodzice zginęli w wypadku. Czarnowłosa dziewczyna o szarych oczach. Niskiego wzrostu. Jej najlepszą i jedyną przyjaciółką jest Michelle.

Michelle Edwards -  17 letnia zwykła dziewczyna. Charakterem przypomina Elenę. Mieszka niedaleko przyjaciółki razem z rodzicami i młodszą siostrą. Brązowe włosy i zielone oczy. Wysokiego wzrostu. Jej najlepszą przyjaciółką jest Elena. Dziewczyna zawsze pociesza przyjaciółkę w trudnych chwilach.

Michael Jeffreys - 17 latek. Nowy chłopak w klasie Eleny i Michelle. W przeciwieństwie do dziewczyn, jest posłuszny oraz uzyskuje wspaniałe wyniki w nauce. Wydaje się być bardzo tajemniczą osobą. Jest bardzo spokojny, ale potrafi być romantyczny. Jest raczej samotnikiem. Czarnowłosy chłopak o jasnoniebieskich oczach.

Bohaterzy drugoplanowi :


Raynants  -  Majestatyczna oraz złowieszcza, królewska rodzina wampirów. Polują na ludzi. Są bezlitośni. Panują na terytorium Panem od wieków.

Darene Raynant - Wampirzyca. Pochodzi z rodziny Raynant's , jednak się zbuntowała. Została "odłamem" tej rodziny. Została z niej wykluczona. W przeciwieństwie do Raynant'ów jest wampirzą wegetarianką (tzn. nie poluje na ludzi, tylko na zwierzęta) . Wysoki wzrost. Włosy koloru ciemnego blondu, a oczy czerwone. Jej największą zaletą jest szybkość. Założyła grupę buntowniczych wampirów, wspierających łowców. Jej chłopak to David.

David Raynant - Wampir. Razem z Darene pochodzi z królewskiej , wampirzej rodziny Raynant'ów. Chłopak Darene. Razem z nią zostali wykluczeni z rodziny. Wampirzy  wegetarianin. Włosy ciemnobrązowe,  czerwone oczy. Jego największą zaletą, a zarazem mocą jest wnikanie do cudzych umysłów i paraliżowanie ofiar. Razem z wampirzycą należą do grupy buntowniczych wampirów. Wysoki wzrost.

Thiago Darvin - Łowca Wampirów. Najlepszy przyjaciel Michael'a. Krótkie blond włosy i czarne oczy. Niski wzrost. Jest bardzo szybki. Jego najskuteczniejszą bronią jest łuk, z którego strzela kołkami w wampiry.

czwartek, 28 marca 2013

Wstęp. - We Were Fight In The Night, But In The Morning We Are Ordinary People.




'. - Miłość nigdy nie przegrywa... .!. '

 

' .  Kto by pomyślał, że jedna osoba tak zmieni moje życie,
Że nigdy już nie będę taka sama.
Byłam zwykła. Szpanowałam. Pojawił się On. Pokazał mi inny świat, Który ma sens.
Teraz razem, dla miłości 

Walczymy w nocy, w której jesteśmy wyjątkowi,
Lecz i tak budzimy się w dzień, w który jesteśmy zwykli .. .!. '