czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 9. - The Reason, Why I Smile.










-Elena ! Elena ! Elena ! - usłyszałam nad sobą głuche krzyki, ale nie wiedziałam o co chodzi
Otwarłam oczy. Znalazłam się znów w namiocie. Nade mną siedziała Michelle. Przerażona podskoczyłam. Nie minęła jednak chwila zanim się uspokoiłam.
-Co ona tu robi ? Czego ona ode mnie chce ? - zastanawiałam się w myślach
Byłam na nią wściekła.......Ciągle zadawałam sobie jedno pytanie : "Dlaczego mnie zostawiła .. ?"
Jednak moje złe odczucia wobec niej minęły. Płakała. Po jej dotychczas uśmiechniętych i promieniejących policzkach spływały łzy....łzy smutku..
-Michelle... co się stało... ? - przytuliłam przyjaciółkę
-Długa historia.....przepraszam cię, ja.... - zaczęła, ale nie dałam jej skończyć
-Mam czas.
-Ja....nie wiem jak to mam powiedzieć....
-Normalnie...uspokój się najpierw...
-Może masz rację....
-Oddychaj..
-Oddycham..już....
Michelle zaczęła głośno oddychać, jednak po jej oczach nadal płynęły łzy..
-A więc... -zaczęła przyjaciółka - Kiedy zauważyliśmy, że zostałaś w tyle David nakazał uciekać, ale Michael go nie posłuchał. Pobiegł za tobą. Chyba dalej wiesz co się stało z wami.... Chciałam pobiec za nim do ciebie, jednak Darene mnie zatrzymała. Złapała mnie za dłonie. Szarpałam się, ale mnie nie puściła. Thiago chciał biec mi pomóc, ale David zasłonił mu drogę....Thiago kazał mu się cofnąć, ale wampir nie odpuszczał. Stał i najwyraźniej nie miał ochoty tego uczynić. Chłopak rzucił się więc na wampira, a ten go ugryzł...od tej pory Thiago chyba sam staje się wampirem... Nie wytrzymałam... Kiedy oni opiekowali się nim, uciekłam.... Oni są źli.... oszukiwali nas.... a wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze ? Wampiry nie mają uczuć, Thiago zmienia się w wampira, a ja go chyba kocham...już byliśmy tak blisko siebie.....ja... - nie dała rady dalej mówić...
Wybuchnęła głośnym płaczem..
Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć...
-Ja....przykro mi... - zacięłam się.....zrozumiała, że mnie zatkała...
-Pierwszy raz...patrząc w jego oczy..poczułam, że to ten jedyny...jak zawsze coś się musiało schrzanić...
-Nie martw się....poszukamy go...odmienimy....postaramy się przynajmniej...
Pokiwała głową... Przez chwile siedziałyśmy cicho, jednak byłyśmy głęboko zamyślone.
-Michael wie, że tu jesteś ? - spytałam
Wyrwało to moją przyjaciółkę z zamyślenia...
-Nie. Wślizgnęłam się do twojego namiotu.... - wyjaśniła
-Musimy mu o tym powiedzieć...Inaczej rzuci się na ciebie z kołkiem. Powinien być teraz w swoim namiocie. Chodźmy.
Michelle zaśmiała się, po czym otarła łzę...
Wyszłyśmy z mojego namiotu i wbiegłyśmy do namiotu Michael'a....
Jednak go tam nie było....
-Elena...gdzie jest Michael...mówiłaś, że tu będzie... ? - Michelle spojrzała na mnie pytająco
-Nie wiem... jasna cholera trzeba go szukać...
Wybiegłyśmy z jego namiotu. Zaczęłyśmy wykrzykiwać w niebo głosy jego imię.
-Michael ! Michael ! Halo ! Gdzie ty jesteś ?!
Nagle zza zarośli wyłonił się uśmiechnięty łowca.
-Witam. Widzę, że panie się o mnie martwiły.. - na jego twarzy pojawił się widniejący od ucha do ucha banan
Byłyśmy na niego wściekłe. Ba, miałyśmy ochotę się na niego rzucić i rozszarpać na strzępy !...
Na szczęście nic mu się nie stało.... przestraszył nas...
-Nigdy więcej takich numerów Jeffreys... - rzuciła chłodno Michelle
-Kogo my tu mamy... Edwards, jak miło cię znowu widzieć . - zaśmiał się sarkastycznie chłopak
-Taa...jeszcze brakuje tego, żebyście się zaczęli tutaj kłócić... - westchnęłam
-Nie ja zacząłem. - stwierdził Michael
-Ja też nie. - powiedziała Michelle
-Dosyć ! - warknęłam - Macie się więcej nie kłócić, nie drażnić, ani przekomarzać ! Michelle, wiesz gdzie może być teraz Thiago.. ?
-Thiago... ? Coś się stało... ? - spytał Jeffreys
-A właśnie...nie powiedziałyśmy mu... - zauważyłam
-Ale co ? O co chodzi ? .. - dopytywał się niepewnie łowca
-No bo Darene i David nie byli naszymi sprzymierzeńcami. Właściwie to nas zdradzili. Kiedy ty pobiegłeś po mnie w tedy...to Michelle i Thiago też chcieli, ale wampiry ich powstrzymały. Thiago się zbuntował i został ugryziony. Zmienia się w wampira. Chcemy go znaleźć, albo odmienić z powrotem w człowieka.. - wyjaśniłam
-Kto ci to powiedział.. ? - Michael wydawał się zdziwiony
-Jak to kto ? Michelle.
-I ty jej wierzysz ? .. - prychnął chłopak
-Skoro przeżyła to muszę. Poza tym to moja przyjaciółka, nigdy mnie nie okłamała. Swoje fochy zostawcie sobie na później, teraz idziemy ratować Thiago. - rzuciłam szorstko, po czym powtórzyłam - Michelle, wiesz może gdzie znajdziemy Thiago albo choćby jego trop... ?
-Wiem, gdzie mieliśmy ostatnio obóz...W tedy, kiedy uciekłam, ale oni się już dawno przenieśli.. Zapewne zauważyli już, że mnie tam nie ma...
-Nie ważne czy zauważyli, czy nie. Zwijamy namioty i idziemy tam, gdzie nas zaprowadzisz, czyli tam, gdzie mieliście ostatnio obóz. - mruknął Jeffreys
Razem z przyjaciółką kiwnęłyśmy głową. Zaczęliśmy zwijać namioty i zacierać ślady, które mogłyby nakierować Raynants'ów bądź David'a albo Darene na nas. Po czasie wyruszyliśmy w drogę. Michelle prowadziła. Szliśmy przez gęsty las. Michael cały czas siedział cicho, jakby nad czymś poważnie myślał, za to Michelle od czasu do czasu podjęła ze mną jakiś temat. Po około godzinie wędrówki zrobiliśmy sobie przerwę. Usiedliśmy na złamanych konarach od drzew. Michael podał nam po kromce chleba i zaczęłyśmy jeść.
-Elena...
-Hmm ?
-Jak myślisz, czy Thiago się odnajdzie.. ? Czy zdążymy go odmienić .. ? Jak to zrobimy.. ? Czy będzie mnie pamiętał.. ? - te pytania należały do mojej przyjaciółki
Jednak nie potrafiłam na nie odpowiedzieć....
-Michelle...ja nie wiem.....mam nadzieję, że znajdziemy go w samą porę , żeby go odmienić i mam nadzieję, że będzie ciebie i w ogóle nas wszystkich pamiętał.. Że będziecie razem szczęśliwi...
Dziewczyna pochyliła głowę. Rozumiałam ją... myślała....musiała sobie to wszystko przemyśleć, przyswoić do wiadomości.....
-To co, idziemy ? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Michael'a
-Tak. Michelle, daleko jeszcze.. ?
-Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi. Za kilkadziesiąt minut powinniśmy dotrzeć na miejsce obozu. - wyjaśniła Edwards
-Mam nadzieję, że go znajdziemy... - westchnęłam pod nosem
Michael ciągle wzdychał pod nosem. W pewnym momencie podeszła do mnie Michelle.
-Jak ty z nim wytrzymujesz ?
-Normalnie. - zaśmiałam się, po czym dodałam - Jest nawet okej. Można się z nim dogadać.
-Czyli coś się kroi.. ?
Wybuchłam śmiechem.
-Michelle, czy zawsze jak się dogaduję dobrze z jakimś facetem to ma się coś kroić .. ? - nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu
Przyjaciółka również zaśmiała się. Za to Michael patrzał na nas pytająco.
-Z czego się tak drzecie . ?
-Nie drzemy, tylko cicho śmiejemy . - wyjaśniłam
-Taa cicho... tak cicho, że Raynants'i w swoim zamczysku muszą nosić nauszniki, a nawet to im nie pomaga..
-A idź . ! - zaśmiałam się i rzuciłam dzikim kwiatem w Jeffreys'a
Michael zaczął wyrywać z niego płatki nucąc pod nosem..
-Kocha..nie kocha...
Dosłownie piałam ze śmiechu.
-Mówiłam ci, że on jest jakiś niedorozwinięty .. ? - szepnęła mi do ucha Michelle
Ze śmiechu płakałam.
-Nie, jeszcze mi tego nie mówiłaś.
-To teraz ci mówię, że Michael to jakiś niedorozwinięty typ.
-Dlaczego .. ?
-Kocha ! - wykrzyknął na całe gardło uradowany Michael
Spojrzałyśmy na niego pytająco. W ręce trzymał ostatni płatek z kwiatu, którym w niego rzuciłam.
-Dlatego. - mrugnęła do mnie znacząco przyjaciółka
Zaśmiałyśmy się ponownie. Jeffreys potrafił rozbawić człowieka, a przynajmniej mnie.
-Już jesteśmy... - powiedziała cicho Michelle
Rozejrzałam się po wskazanym przez przyjaciółkę terenie..
Jednak nic ciekawego tam nie znalazłam... Tylko trawa.. Ani jednego śladu....
-Tutaj rozbijamy obóz, później idziemy dalej. - rozkazał Michael
-Elena ! Elena ! - ktoś zaczął wołać moje imię...
Znałam ten głos, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, do kogo należał...
Wszystko zaczęło wirować... Obraz stawał się coraz bardziej zamazany...Coraz mniej widziałam.....W końcu przede mną była tylko ciemność....

.........................

 Otworzyłam oczy. Nade mną stała zdenerwowana pielęgniarka i przerażona babcia.
-Co jest ? Co się stało ? Czemu tak krzyczycie..... ? - spytałam rozespana
-Twoje tętno wynosiło zero. Serce ci nie biło. Po czasie zaczęłaś je odzyskiwać, ale i tak miałaś je bardzo słabe. Postanowiłam zastosować starą, tradycyjną metodę, czyli normalne wybudzenie krzykiem pacjenta. Na ciebie to na szczęście podziałało. Zazwyczaj to nie pomaga....
To wszystko było takie bez sensu....
Czy ja umierałam.. ? Nie no, bez sensu.
-Elenko, dobrze się już czujesz .. ? - spytała niepewnie babcia
-Tak, czuje się cały czas fantastycznie..czemu pytasz.. ?
-Bo jakaś blada jesteś...
-Oj babciu, ja od urodzenia jestem blada. - zaśmiałam się
Chyba tym uspokoiłam staruszkę...
-Kiedy wychodzę ze szpitala ..  ?
-Przez te spadające tętno przeraziłaś lekarzy...zostaniesz dłużej na kontrolę...
Uśmiechnęłam się smutno. Tak właściwie to myślałam o tym, gdzie można znaleźć Thiago...gdzie Darene i David mogliby go ukrywać...
Tak właściwie to zawiodłam się na Darene... już jej ufałam...
Chyba za często i za szybko ufam ludziom.
Myliłam się co do niej... Ani w jednej tysięcznej nie jest taką wspaniałą osobą, jaką była moja matka.
Jest jej odwrotnością....Krwiożerczą bestią z legendarnej krainy...bezlitosną i bezuczuciową...
A David....o nim nawet nie wspomnę. Oboje to była tylko przykrywka. Byli szpiegami, którzy zapewne donosili Raynants'om gdzie aktualnie się znajdujemy...
A Michelle i Thiago nie pozwolili za nami w tedy biec, bo w czteroosobowej grupie moglibyśmy ich już powalić... Poza tym patrolowa grupka wampirów rozpoznała by ich...
Nie mogli się przecież wydać na takie ryzyko....
-El, o czym myślisz... ?
-Nie ważne babciu.... Spać mi się chcę... - ah te moje tradycyjne wymówki
-Wspaniale ! Sen ci pomoże, miałaś dzisiaj ciężki dzień, poza tym jesteś jakaś taka blada....
-Faktycznie nie za dobrze się czuje.. - przytaknęłam - Dobranoc babciu..
-Dobranoc Elenko... i słodkich snów...
Wzięłam telefon i słuchawki i jak zwykle puściłam sobie piosenkę do snu.
-Taa...bardzo słodkich snów... - mruknęłam pod nosem sama do siebie
Po czym od razu pogrążyłam się w głębokim śnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz