środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 8. - Please, Don't Leave Me .











Obudziłam się w.... namiocie ?! Zerwałam się na równe nogi, jednak od razu uderzyłam głową o samą górę namiotu.
-Co do licha ? - jęknęłam chwytając się za głowę
Odszukałam wyjście z namiotu i wyszłam na zewnątrz. Był dzień, ktoś rozpalił ognisko.
Jak to możliwe ? Przecież ostatnio nie mieliśmy namiotów. Jakim cudem jesteśmy w jeszcze innym miejscu ? Nie rozpoznaję tego terenu.... Poza tym, powinniśmy dalej leżeć na ziemi.... Gdzie jest Michael .. ?
Rozejrzałam się dookoła. Wokół było pełno drzew. Nagle, zza jednego z nich wyszedł Jeffreys z butelką na wodę.
-Już się obudziłaś. - uśmiechnął się do mnie
-Jak widać. Jak ty to ... ?
-Chodzi ci jak ja to wszystko zrobiłem ? Normalnie. Kiedy ja się obudziłem, ty byłaś jeszcze nieprzytomna. Zaniosłem cię na rękach w odpowiedniej odległości od zamczyska pijawek i rozbiłem "mini obozik" . - przerwał mi Michael
-Wow.... A ty się już dobrze czujesz ... ? - spytałam przypominając sobie o ostatnim zajściu... jak walczył z wampirami i cały był pokiereszowany
-Tak. Czego nie można powiedzieć o twoim nadgarstku. Jakbyś nie zauważyła, krwawi. - spostrzegł chłopak
W tedy przypomniało mi się całe zajście. Spojrzałam na swoją rękę.. i widząc krew poczułam jak słabnę... upadłam.....

.........................

-Elena ! Obudź się ! Halo ! Żyjesz ? - usłyszałam głuche krzyki Jeffreys'a
Otworzyłam oczy. Nad sobą zauważyłam swojego towarzysza.
-Czy ja żyje ? Czy to raj ? Albo oboje zginęliśmy.
Michael zaśmiał się:
-Żyjesz. Zemdlałaś. Chyba krwawiłaś już dość długo i po prostu omdlałaś z kuli braku krwi. Zająłem się twoją ręką. Bądź spokojna, już nie krwawi. - stwierdził, po czym dodał - Chyba słabniesz na widok krwi.
-Nie...Ja często miałam... - przypomniałam sobie o cięciach się...o cyrklu , żyletce, jednak nie zamierzałam mu o tym powiedzieć.. -....rany krwawiące.. i nigdy nie mdlałam. Chyba jest to z powodu utracenia dużej ilości krwi... - spojrzałam w ziemię
On ciągle przypatrywał mi się, jakbym była jakimś ciekawym znaleziskiem.
-Zmieniłaś się odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem w klasie. - wyznał
-To samo myślę o tobie ..
Uśmiechnął się pod nosem.
-Może mnie jeszcze w tedy...hmm..no nie wiem nie znałaś ? - droczył się ze mną
-Hmm...a może ty mnie w tedy nie znałeś ? ..
-Znałem. Największy, szkolny bandyta.
Wybuchłam śmiechem:
-Już wiem co ludzie myślą o mnie, gdy widzą mnie pierwszy raz. Ty dla mnie za to wyglądałeś na kujona.
-A czemuż to ?
-No bo siedziałeś w pierwszej ławce .
Udławiłby się ze śmiechu swoim piciem, które właśnie pił.
Postanowiłam zmienić temat:
-Ciekawe , gdzie ich wcięło.
-Ich, czyli kogo ? - uśmiechnął się Michael
-Kurde  a o kogo może mi chodzić. David, Darene i Michelle.
-Zostawili nas. Jesteśmy zdatni tylko na siebie. -odparł
-Nie wierzę. Przecież Michelle po prostu by mnie tak nie zostawiła. Ja myślę, że oni idą wypełniać inną misję, albo nie wiem...
-Mów co chcesz, ja i tak uważam, że oni nas zostawili.
-Znowu się ze mną przekomarzasz.. ?
-No a jak . - zrobił minę typu "Me Gusta"
-Przestańmy gadać. Musimy ich znaleźć. - rzuciłam po chwili ciszy
-Wolałbym tu zostać maleńka. - stanął naprzeciwko mnie chłopak
-Nie nazywaj mnie tak. Jestem niewiele mniejsza od ciebie, malutki. - mrugnęłam do niego
-Nigdy nie widziałem tak szarych oczu, że aż białych.. - spojrzał mi głęboko w oczy
-Nigdy nie widziałam tak jasnoniebieskich oczu, że aż płonących...
-Haha, teraz to wyjechałaś. - zaśmiał się Jeffreys
-Cicho lepiej siedź, to jeden z moich mądrzejszych tekstów w życiu.
-A jaki był najmądrzejszy ? - spytał z przymrużeniem oka
-Aa...dowiesz się w swoim czasie .
-Ciekawe czy kiedykolwiek ten czas nadejdzie. - jęknął Michael
-Nadejdzie w swoim czasie.
-Od kiedy ty taka mądra jesteś ?
-Od kiedy zadaję się z kujonem . - wystawiłam język
-Ehh....dobra, zbierajmy się. - zadecydował
-Znudzony rozmową ?
-Nie, ale świta i powinniśmy znaleźć inne miejsce noclegu, ale jeśli chcesz wrócić z powrotem do zamczyska, to ja nie wnikam.
Walnęłam go w ramię, na co tylko się uśmiechnął.

Zwinęliśmy obóz  i wyruszyliśmy w drogę. Jednak nic nie mówiliśmy. Wystarczała nam swoja obecność. Tylko we dwoje.... Szliśmy powoli, właściwie nie musieliśmy się śpieszyć. Raynants jak na razie nas nie tropili. Jedyny problem to był brak Michelle, Darene i David'a przy nas. Mogli by nam pomóc, nakierować nas. Idąc wiele poświęciłam zagłębiając się w swoich myślach. Polubiłam Michael'a. Wydawał mi się dziwny, jednak zmieniłam zdanie. Umiem się z nim dogadać prawie tak jak z Michelle.
Jednak do Michelle mu wiele brakuje......
Ale ona mnie zostawiła...
Więc został mi tylko on....
Wolałabym o tym nie myśleć, ale od myślenia mam mózg...
-To co, tutaj rozbijamy obóz ? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jeffreys'a
-Tak. Może być. - odpowiedziałam szybko

Michael rozbił namioty pośrodku lasu. Niesamowite, ile ta jego mała torebka potrafi przechować w środku rzeczy.  Może on tam ma dziurę ozonową ?

Postanowiłam pomóc mu w pracy, w końcu dzisiaj i tak większość rzeczy robił sam.
-Zrobię kolacje. - rzuciłam, na co tylko się uśmiechnął
-Już zrobiona. -wyciągnął z plecaka dwie kanapki
Dla mnie i dla niego...
-Smacznego. - powiedział krótko, jak to zazwyczaj ja mam w zwyczaju
-Dzięki.

Po tej krótkiej wymianie zdań powiedzieliśmy sobie "Dobranoc" i skierowaliśmy się w stronę swoich namiotów. Położyłam się i zaczęłam analizować dzisiejszy dzień, ale zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć to....

......................


....Znowu znalazłam się na szpitalnej sali. Obok mnie siedziała babcia.
-Witaj Elenko ! - uśmiechnęła się do mnie babcia
-O cholera, wyładowany telefon mam... - komórka nie chciała się nawet włączyć
-Oj, to z tobą naprawdę musiało być źle, żebyś o naładowaniu komórki nie pamiętała.
Zaśmiałam się.
-Tak. Miałam bardzo ciekawy sen. Ostatnio mam same takie. - wyjaśniłam - Często o nich myślę.
-To dobrze.
-Kiedy wychodzę ze szpitala ?
-Jak wszystko pójdzie dobrze, to jutro powinnaś być już w domu. - powiedziała przyjaźnie babcia
-To okej. - rzuciłam krótko

Teraz interesował mnie los mojego telefonu. Załadowałam go do kontaktu mając nadzieję, że załaduje się zanim zasnę. Bez niego ani rusz !
-Elenko, ja już pójdę do domu. I tak nie pozwolą mi tu nocować, a powoli się ściemnia. Miłych snów.
-Pa babciu.

Ehh. Bateria w telefonie jest całkiem pusta. Czuję się jak w pułapce. Babcia wyszła. Zostałam sama ze sobą i ze swoimi myślami, gdyż pacjenci na sali nie byli zbyt skorzy do rozmowy. Co się dziwić, kto by chciał gadać z jak to ujął poetycko Michael: "Największym, szkolnym bandytą ! ".

Traciłam nadzieję. Jak najszybciej chciałam zapaść w sen, aby znowu znaleźć się w Panem i w swoim wygodnym namiocie.

Czekałam na telefon.
-Bez ciebie spać nie idę ! - mruknęłam w stronę komórki

Nagle przypomniała mi się rozmowa moja i Jeffreys'a. Wybuchłam gromkim śmiechem, nie potrafiłam go powstrzymać.
Pacjenci na sali wybudzili się i zaczęli się na mnie gapić jak na idiotkę...
W końcu kto normalny śmieje się na całe gardło o 24 w nocy.

Nawet miły był ten dzień. W Panem również było spokojnie...
Ale to nie znaczy , że teraz tak będzie...

Czekając na cud, czyli naładowanie się mojego całkiem pustego telefonu zasnęłam.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz