wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 11. - I Don't Care.






...Byłam bezsilna..Zaczęłam się szarpać, ale to nic nie dawało. W końcu to coś osłabiło uścisk, więc odwróciłam się w "tego" stronę. Nie dowierzałam. Nie, niemożliwe, naprawdę, to sen, to tylko sen.. !..
Ale niestety to była prawda...Stałam twarzą w twarz z potworem..Otworzył paszczę. Na jego długich i lśniących kłach połyskiwała krew....Zakręciło mi się w głowie. Od widoku krwi i od tego wampira...Znałam go, wiedziałam kto to jest.....a przynajmniej kim on kiedyś był....
-Thiago...-tylko tyle potrafiłam wydusić.
-We własnej osobie ! - zaśmiał się szyderczo po czym odepchnął mnie od niego
Upadłam. Huczało mi w głowie. Kurczowo się jej chwyciłam. Zapach krwi sprawił, że cały obraz wokół mnie wirował. Dodatkowo zrobiło mi się słabo. Tylko nie mdlej, nie mdlej , nie możesz !
Thiago zaczął chodzić dookoła mnie, bacznie mi się przyglądając.
W końcu złe samopoczucie ustało i przystanęłam...
-I co ? Pożresz mnie teraz ? - szepnęłam i spojrzałam wyzywająco w jego stronę
Nie mogłam okazać, że się boję...W końcu to i tak nie w moim stylu....
Wampir złowieszczo uśmiechnął się pod nosem:
-Nie powiedziałem, że chcę cię pożreć.
-To co ?
-Nic. Chciałem was po prostu odwiedzić. - odpowiedział z nienaturalnym wręcz spokojem
Po ciele przeszedł mnie dreszcz...."...Tylko Odwiedzić..."... A ja Chopin'em jestem .
-Mów. Czego chcesz. Nie ze mną te numery. - stwierdziłam oschle
-Oh, doprawdy ? To już nie mogę się spotkać z przyjaciółmi, bo coś knuję..?
-Nie mam czasu. Przejdź do rzeczy ! - niemal warknęłam
Chłopak jakby w ogóle mnie nie słuchał.
-Wróciłem. Tego chciałaś ty i twoja śliczna przyjaciółka...
-Nie ! Nie rób jej krzywdy ! Ona ci ufa ! Ona cię kocha ! - poczułam jak zaczynam tracić nad sobą kontrolę
Thiago spojrzał na mnie lekko podenerwowany:
-Nie krzycz. Nie chciałem jej krzywdzić.
-To co..? - zostałam najwyraźniej zbita z tropu
W moim głosie słyszalna była ostrożność, strach i nieufność wobec chłopaka.
-Chciałem ją zobaczyć....Tęskniłem za nią.. ! Mam prawo ! - powiedział stanowczo, dość przekonująco i z nutką żalu
-Jesteś potworem..zabijesz ją...nie powstrzymasz się...
-Ja....masz rację...może....- odwrócił się
W tej samej chwili z namiotu wypadł Michael z kołkiem w ręku i rzucił się na Thiago.
-Nie ! -krzyknęłam - Nie rób tego ! Michael !
Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię, nadal celując kołkiem w nowego wampira.
-Czemu....?
-To Thiago, nie jest groźny..! - krzyknęłam wręcz błagalnie
Wampir spojrzał na mnie zdezorientowany.
Jeffreys'a reakcja była właściwie taka sama.
-Co ?! - zawołali obaj w tym samym czasie
Stanęłam między nimi.
-On..-wskazałam na Thiago - Pragnął się spotkać tylko ze swoją ukochaną...
-Z tobą ? - przerwał Michael
-No chyba cię coś chłopczyku boli ! - warknęłam z sarkazmem - Z Michelle.
-To prawda ? - chłopak skierował pytające spojrzenie na wampira
Jednakże ten tylko skinął głową.
-No...jesteś pewny, że nie skrzywdzisz Edwards ? - Michael wydawał się nieco niepewny tej sytuacji
-Nie potrafiłbym. - zaprzeczył spokojnie Thiago
-A więc...dobra...
Skierował się do namiotu dziewczyny. Po chwili oboje z niego wyszli. Przyjaciółka była nieco rozespana, ale gdy zauważyła swojego ukochanego natychmiast się rozbudziła. Pobiegła w jego stronę. Wtuliła się w niego.
Spojrzeliśmy przez chwilę na siebie. Ja i Michael. Jednak te "nieśmiałe" spojrzenia po sekundzie skierowaliśmy na zakochanych. Jeffreys jak zwykle musiał coś palnąć, nie za bardzo lubił , kiedy działy się wokół niego jakieś romantyczne rzeczy. Podejrzewam, że nieco go to krępowało.
-Aww...jakie to słodkie, wampir i jego dziewczyna spotykają się i znowu są razem. Jednakże spragniony wampir potrafi zadźgać każdego na swojej drodze !
-Ekhm....Michael...spokojnie...- uspokajałam chłopaka
Parsknął sarkastycznym śmiechem.
Michelle i Thiago spojrzeli na niego jak na idiotę.
-Tobie też by się ktoś przydał. - zauważyła Michelle
-Nawet jest bardzo niedaleko... - dopowiedział Thiago
Po czym spojrzenia mojej przyjaciółki i jego oblały mnie. Trochę się zmieszałam.
-Dajcie mu spokój, sami o tym zdecydujemy, prawda ? - powiedziałam nieco z naciskiem do Jeffreys'a
-Tak...oczywiście....- Michael był tego samego zdania co ja
Staliśmy w miejscu, przyglądając się sobie.
-Teraz trzeba znaleźć Raynants. - chłopak układał w głowie plan
-Mówisz, jakbyśmy nie wiedzieli . - zaśmiał się Thiago
-Możesz się śmiać .. - Jeffreys wyglądał na nieco wkurzonego - ... Ale to jest śmiertelnie niebezpieczna wyprawa  , na której każdy z nas może zginąć ! Każdy ! Bez wyjątku ! - chwycił wampira za koszulkę
-Chłopaki, spokój ! - rozkazała Michelle - Tylko bez żadnych bójek, osłabiając siebie nawzajem niepotrzebnie tracimy siły , które czasem mogą nas uchronić w sprawie hm...na przykład takiej jak ten dym.
Nastała grobowa cisza. Dziewczyna miała rację, całą duszą i sercem się z nią zgadzałam.
Ale poniekąd nie rozumiałam Thiago. Nie, to on nie rozumiał powagi sytuacji.
Michael puścił wampira, ale chyba postanowił nie tracić go z oczu. Nie ufał mu.
-Sami damy radę ich pokonać, naprawdę tak myślicie ? - jęknął Thiago, kiedy to po długiej i męczącej podróży rozbiliśmy obóz i rozpaliliśmy ognisko
Michael ogrzewał dłonie, Michelle siedziała skryta w kocu, a ja niedaleko od nich, oparta o drzewo i patrząca w gwiazdy.
-Wiesz, nadzieja zawsze umiera ostatnia. Ale warto ją mieć, czasami naprawdę warto...-skwitował Michael
-Z...zzimno....- Michelle drżała
Rzeczywiście, na zewnątrz był okropny mróz. Jednak ja nie zwracałam na to uwagi.
-Wypij coś ciepłego i idź się położyć. - Jeffreys podał dziewczynie termos z gorącą herbatą
Wypiła go całego. Poczuła, jak jakaś lecznicza maść powoli ociepla ją od środka. Ziewnęła.
-Chłopaki, ja chyba rzeczywiście już pójdę się położyć, jestem wykończona. - jęknęła, po czym skierowała się w moją stronę, na "dobranoc" mnie przytuliła i weszła do namiotu.
Michael i Thiago jeszcze trochę rozmawiali  , nawet potem się śmiali. Chyba chłopak ponownie postanowił zaufać wampirowi.
-Ja idę . Czas na mój nocy patrol. I moją kolację... - uśmiechnął się tajemniczo Thiago
Jeffreys w odpowiedzi tylko skinął głową i odwzajemnił uśmiech.
Po chwili odwrócił wzrok i zobaczył mnie w oddali...
-O nie..nie podchodź.....- krzyczałam do siebie w myślach ..
W rzeczywistości jednak bardzo pragnęłam z nim porozmawiać.
Niedługo potem zauważyłam jego cień nad sobą.
-Mogę się dosiąść ? - spytał cicho
-Jak chcesz...- starałam się mówić normalnie
Siedzieliśmy obok siebie. Ja wpatrywałam się w gwiazdy i gorączkowo myślałam..nad całym moim życiem..
On w ciszy mnie obserwował....po czasie zrezygnował i sam wpatrzył się w gwiazdy, jakby szukając tego co ja.
Rozumiał mnie...jako jedyny nic nie mówił, kiedy potrzebowałam ciszy...
Spojrzałam w ziemię...
-Nad czym tak myślisz..? - spytał po chwili spokojnie
-Ehh...nad wszystkim... - westchnęłam
Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nad całym moim życiem...ono..całe było bez sensu...można powiedzieć , że nadal jest... - wyjaśniłam
Pokręcił głową.
-Mylisz się.
-Od kiedy ty znasz moje życie lepiej ode mnie ? - warknęłam.
No co, wkurzył mnie...
-Nie znam go lepiej od ciebie...ale na pewno były momenty, w których byłaś naprawdę szczęśliwa.
-Oh, doprawdy ? Nie pamiętam ich. - westchnęłam
-Opowiedz mi.
-Co ? - zbił mnie z tropu
-O sobie..o swoim życiu...
Wzruszyłam ramionami.
-Dla kogoś z zewnątrz byłoby jak całkiem ciekawa melodramatyczna książka. Dla mnie to jest szare i nudne. Ja bym się zanudziła na śmierć.
-Chętnie posłucham. Kontynuuj. - postanowił spokojnie Michael
-A więc.....straciłam rodziców .. kiedy byłam jeszcze bardzo małą dziewczynką. Sama ich nie pamiętam. Z opowiadań innych wiem, że byli wspaniałymi i kochającymi ludźmi. Zmarli wskutek wypadku samochodowego. W tedy zamieszkałam z babcią. Ona...ona można to nazwać, że pozwalała mi żyć na własną rękę....Jednak przyjemnie nam było spędzać wspólnie razem czas i rozmawiać....A..i jakbym mogła zapomnieć .. Michelle....znałyśmy się od dzieciństwa. Zawsze i wszędzie była przy mnie. Charaktery mamy jakby sklonowane, poza tym, że ona jest bardziej towarzyska, jeśli chodzi o emocje..ja bardziej zamknięta w sobie....Wszystko takie same. Zapewne skończyłabym szkołę ledwo co i nie dostała żadnej pracy. Ale nagle...miałam sen....taki...realny..prawdziwy..i tak się zaczęła moja przygoda z tym...z tym wszystkim....Ja...już nie chcę .. rozmawiać... - wstałam..
-Tylko, że szkoda, że nikt nie potrafi wyczytać co czuję.....Jestem ...tak zamknięta w sobie..w tej sprawie...- pomyślałam - Chyba i tak za dużo się o mnie dowiedział...
-Nie....ja rozumiem...powiedz mi więcej...nie otaczaj się takim murem...zaufaj mi... - chwycił mnie za ramię..
Spojrzałam na niego z dołu....Jego oczy..znowu lśniły...odwróciłam wzrok i spojrzałam w ziemię.
-Nie mam już co opowiadać. Mówiłam, nudne i szare...
-Nieprawda... - szepnął
Obrócił mnie w swoją stronę.
-Nie rób tego...proszę...odejdź... - powiedziałam cicho
Zaczęłam się wyrywać.
-Nic nie rozumiesz...Są ludzie , którym naprawdę na tobie zależy..
-Naprawdę ? Pokaż mi choćby jednego...
-Twoja babcia, Michelle..i...
Pocałował mnie...przeszyły mnie dreszcze...to było takie dziwne...nie czułam bicia serca, nie potrafiłam się wyrwać, wszystkie myśli zostały "wybite" z mojej głowy...
-..Ja.. - dokończył..
Odsunął się o niecały metr, obdarzył mnie ciepłym uśmiechem i powędrował w stronę swojego namiotu. Wszedł do niego..
A ja..ja stałam dalej jak przedtem.....Powoli poczułam jak zaczynam odzyskiwać oddech..Powoli analizowałam każde zdarzenie z tego wieczoru...Spojrzałam jeszcze raz w niebo..
-Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki spotkają mnie w życiu...-pomyślałam
Poszłam do swojego namiotu....Położyłam się i zasnęłam, nie zastanawiając się nawet, czemu nie budzę się w normalnym świecie, w szpitalu....